-Czyli nasz plan jest nadal aktualny?-zapytał mężczyzna na przeciw niej,przeglądając dokumenty.
Uśmiechnęła się,ściągając okulary przeciwsłoneczne.Przyglądała mu się uważnie.Dawno nie widziała go bez garnituru,ale prace zabierał ze sobą zawsze.Przyzwyczaiła się.Lecz dziś był wyjątkowo spokojny.Ręce nie drżały mu,a oczy nie wskazywały nieprzespanej nocy.Cieszył się,co ją zdziwiło.Rzadko można było napawać się takim widokiem.Biała letnia koszula z rękawami za łokcie,kremowe spodnie przed kolano i półbuty.Ten styl bardziej jej się podobał niż czarny smutny smoking.
-Masz pytanie to je zadaj,a nie od 10 min taksujesz mnie wzrokiem-wyrwał ją z zamyślenia jego ciepły głos.
-Nie muszę zadawać,przecież wiesz o co chcę zapytać-dodała wypuszczając blond włosy spod kapelusza.Zawsze tak robił,uwielbiał mieć władzę.
-Hm.. prawda.-stwierdził,po czym spojrzał na nią znacząco.-Po pierwsze jest ponad 40 stopni więc garnitur mi się tu nie przyda.Po drugie są wakacje więc to nic dziwnego że chcę wypocząć.(spojrzała na stosy papierów)
A po trzecie dorwiemy tego drania a ja osobiście wpakuje mu kulkę w łeb.I wszystko jasne.Odpowiedzią na jego wyśmienity humor była chęć zemsty.
-Chciałabym to zobaczyć.A pro po o której mamy samolot.
Zerknął na zegarek.
-Za trzy godziny.Gdy już przylecimy pokażę ci dom i okolice.
Westchnęła głęboko.Nareszcie miała stanąć na nogi i wziąć się za swoje życie.Zbyt długo była dnie.Teraz trzeba było się tylko odbić.Mężczyzna chwycił jej dłoń,dając do zrozumienia,że razem mogą wiele zdziałać.Uśmiechnęła się niewinnie,wpatrując się w jego błękitne oczy.Hipnotyzowały ją za każdym razem.Nagle spuścił wzrok w dół i znów zaczął przeglądać papiery.Nie przepadał za takimi "napiętymi" sytuacjami.Szybko zmienił temat,by przerwać niezręczną ciszę.
-Nie wierzę,że moja matka wybrała dla mnie właśnie to imię-wycedził podpisując kolejną umowę.
-Mnie się podoba-stwierdziła kobieta poprawiając jaśminową sukienkę.
-A mnie nie.
Zaśmiała się.Kiedy na nią zerknął,słodko przegryzła wargę i prawie bezgłośnie wyszeptała.
-Mycroft.
Nuda,nuda,nuda-prychnął ze złości Holmes rzucając gazetami we wszystkie strony pokoju.-Żadnego porządnego morderstwa,wszystko zbyt proste,zbyt oczywiste.Co ci mordercy,urlop wzięli???-opadł na fotel zrezygnowany.Nienawidził nudy.To go męczyło.Sprawiało że musiał musiał myśleć o sprawach codziennych,na które nigdy nie miał czasu.To tak jakby dopiero teraz się narodził i uczył jak być człowiekiem.
-No wiesz,dbają o ciebie.Dali ci kilka dni odpoczynku,ostatnie sprawy nie były łatwe.-powiedział John,zbierając strzępki gazet z podłogi.Sherlock zaśmiał się głośno
-Chyba żartujesz.od początku było wiadomo,że to taksówkarz.
-Nie dla wszystkich-szepnął Watson siadając przed laptopem.Kończył właśnie pisać kolejny wpis na bloga o ich ostatniej sprawie,która nie należała do łatwych.Rzeczywiście sprawcą okazał się być taksówkarz którego nikt nie podejrzewał.Nikt oprócz Holmesa.Watson czasami zastanawiał się czy przypadkiem te morderstwa nie są ustawiane.Może Sherlock płaci tym swoim dziwnym kolegom,którzy odgrywają scenkę.To tylko jedna z możliwości.Holmes zrobi wszystko byle się nie nudzić.Obawiał się co tym razem wymyśli.Głośno przełknął ślinę.
-Spokojnie,nie mam zamiaru cię poćwiartować i wywieźć do lasu,a oskarżyć o to mojego brata Mycrofta który zrobił to w trosce o mnie gdyż znalazł papiery świadczące o tym że byłeś tajnym agentem zamieszanym w zamach na królową i teraz ja jestem twoim kolejnym celem.
Watson przyzwyczaił się do tego typu wypowiedzi Sherlocka,więc po prostu dodał:
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło-uśmiechnął się sztucznie,zamykając laptopa.Podszedł do małej czaszki stojącej na kominku,w której to trzymali swoje oszczędności.Na nieszczęście wynagrodzenia za rozwiązanie sprawy otrzymywał bezpośrednio Holmes,który miał w zwyczaju chować je po całym mieszkaniu.Niedawno John odkrył jego kryjówkę i dzięki temu nie musiał prosić przyjaciela,który w takich sytuacjach milczał jak grób.Włożył rękę do czaszki i tu czekało go rozczarowanie.Pieniędzy nie było.Syknął ze złości,po czym uśmiechnął się szeroko do Holmesa i wystawił w jego stronę otwartą dłoń.
-Czy to jakaś nowa gra,Watsonie-zapytał Sherlock,nie otwierając oczu.
-Bardzo dobrze wiesz o co mi chodzi,więc do jasnej cholery nie denerwuj mnie!-krzyknął John,oddychając głęboko.W tym momencie detektyw podskoczył z fotela triumfując
-Ha,wiedziałem.Chciałeś mi wmówić że idziesz do sklepu po zakupy,jednak wolałeś mi o tym powiedzieć kiedy będziesz miał gotówkę w rękach.Niestety nie masz jej co cię zdenerwowało bo dziś wieczorem jesteś umówiony z Marry ,[koleżanką z pracy,która ma prześlicznego kota którego ty nienawidzisz,ale jej tego nie powiesz]i chciałeś ją zaprosić do restauracji na Waller Street .Nie mylę się,prawda-powiedział Holmes,ubierając swój ulubiony długi granatowy płaszcz.Watson przymknął oczy,walcząc ze sobą żeby mu nie przyłożyć.
-Tak-odpowiedział przez zaciśnięte zęby.Sherlock założył szalik i uśmiechając się dodał>
-Trzeba było tak od razu,chodź idziemy do banku,jeśli się nie rozmyśliłeś i chcesz ten wieczór spędzić ze mną,paląc i pijąc całą noc.
John nadal głęboko oddychając,policzył do 10 po czym wziął kurtkę i zszedł na dół.
-Szkoda-westchnął Holmes zamykając drzwi.-Sam też sobie poradzę.
Droga do banku nie zajęła im dużo czasu.John nadal nie odzywał się do przyjaciela.Był wściekły bo dzisiejsze plany chciał zachować w tajemnicy.Wiedział że jeśli Holmes się dowie,to na kolację nie pójdzie sam.Za każdym razem tak robił.Był jak jego cień,który za żadne skarby nie chce się odczepić.Miał już tego dosyć.To że razem pracują i mieszkają nie oznacza że na randki też mają wspólnie chodzić.John planował ułożyć sobie życie,w którym nie zawsze Sherlock będzie na pierwszym miejscu.Wiedział że jest to praktycznie niemożliwe,ale pomarzyć można.A Marry była niezwykle ciepłą osobą.Przy niej Watson mógł być sobą,nie musiał niczego ukrywać.Był po prostu szczęśliwy. Wypłata w banku poszła gładko.Być może dlatego że Holmes nie raz ratował bank z kłopotów finansowych.John używał raczej słowa przekrętów.Wychodząc z banku John otrzymał na swoje ręce stos umów które musiał podpisać gdyż Holmes nie lubił papierkowej roboty.Włożył kopertę z pieniędzmi między umowy i miał właśnie machnąć ręką w stronę taksówki,kiedy Sherlock położył dłoń na jego ramieniu.
-Może się przejdziemy?-zapytał wywołując wielkie zdziwienie na twarzy przyjaciela.
-Ok-wydukał John.Holmes nigdy nie spacerował.Za każdym twierdził że to strata czasu i jeżeli postęp cywilizacji stworzył taksówki to dlaczego mamy ich nie używać. Coś było na rzeczy.Po kilku minutach milczenia skręcili w uliczkę prowadzącą do parku.Wtedy to Holmes przerwał dziwną i niezręczną ciszę.John szykował się na najgorsze.
-Chciałem cię przeprosić za poranne zachowanie.Nie powinienem chować tych pieniędzy,które w większej mierze należą się tobie.Gdyby nie ty pewnie teraz leżałbym w jakiejś melinie błagając kolegów o kolejną działkę.Marry nawet nie wie jakie ma szczęście że trafiła na ciebie.I wierz mi czy nie życzę wam jak najlepiej.
Watson nie miał pojęcia jak ma się zachować.Ta wypowiedź totalnie zbiła go z tropu.Był przekonany,że powie coś w stylu:(znowu biorę albo zamierzam ożenić się z panią Hudson).Tego w życiu się nie spodziewał.Przystanął na chwile wgapiając się w Sherlocka z szeroko otwartą buzią.
-Na litość boską ,powiedz coś nawet nie wiesz ile mnie to kosztowało -krzyknął detektyw widocznie zawstydzony,że skusił się na takie wyznanie.Jednak dla Johna były to najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszał,szczególnie od Holmesa.Jego oczy zaczęły się świecić na co Sherlock gniewnie prychnął:
-A ty się dziwisz skąd plotki o nas..
Watson zaśmiał się i stanął na chwilę,przeglądając umowy.
-Zaraz do ciebie dołączę,idź-chciał powiedzieć jednak Holmes był już na końcu alejki.Przewrócił oczami i zaczął czytać pierwszą stronę.Był tak zamyślony,że nawet nie zorientował się kiedy ktoś na niego wpadł.Poczuł tylko okropny ból pleców,które uderzyły w brukowany chodnik.Prze chwilę miał mroczki przed oczami,lecz kiedy doszedł do siebie usłyszał,ciepły lecz spanikowany głos.
-Boże,nic ci znaczy panu się nie stało?
Gdy odzyskał ostrość widzenia ujrzał klękającą przed nim kobietę o długich do ramion blond włosach i pięknych szmaragdowych oczach.Tak,jej oczy były szmaragdowe,nie można było ich inaczej opisać.Usta tak delikatne i zmysłowe,że nie mógł oderwać od nich wzroku.
-Proszę Pana,ja może wezwę karetkę.
Te słowa sprowadziły go z powrotem na ziemię.Powoli usiadł na ławce odzyskując równowagę.Nieznajoma oparła go o oparcie i pozbierała wszystkie dokumenty.John bacznie obserwował każdy jej ruch.Miała śliczną jaśminową sukienkę do pół uda,która podkreślała smukłe nogi.Kobieta zajęła miejsce obok niego wyraźnie zmartwiona.Włożyła rękę do kieszeni płaszcza po telefon
-Ja jednak zadzwonię..-oznajmiła,lecz Watson chwycił jej dłoń.
-Nie ma takiej potrzeby,wszystko jest dobrze-wymamrotał,napawając się dotykiem jej delikatnej skóry.Nieznajoma od razu rozpromieniała.Odetchnęła głęboko,delikatnie się uśmiechając.
-Wystraszył mnie pan,myślałam że dostał pan jakiegoś wstrząsu..Jej twarz znów była przerażona-Boże..ja naprawdę przepraszam,zamyśliłam się nie zauważyłam pana...-z nerwów cała dygotała.Watson mocniej ścisnął jej dłoń .
-Spokojnie,już dobrze,przecież nic się nie stało.Powiedziałbym raczej,że cieszę się z tej sytuacji.Kobieta zaśmiała się słodko i wyciągnęła rękę w jego stronę.
-Nazywam się Elizabeth,ale większość mówi mi po prostu Beth. A pan?
-John Watson,jestem lekarzem i w pewnym sensie detektywem.-dodał nie czekając na odpowiedź.To że pracował z Holmesem nie oznaczało że wszyscy wiedzą kim jetem.To Sherlock był na pierwszym miejscu,jak zawsze.
-To Pan rozwiązuje te zagadki z panem Holmesem.Słyszałam,ze bez pana nie poradziłby sobie.John spojrzał na nią,wyraźnie zdziwiony.Ta wypowiedź jeszcze bardziej utwierdziła go w przekonaniu że ta kobieta jest niezwykła.
-Tak to prawda...-nie dokończył,gdyż blondynka podskoczyła jak oparzona szybko zerkając na zegarek.
-O matko,już tak późno,naprawdę było mi miło cię poznać ale muszę biec do pracy.-uścisnęła dłoń Watsona i pobiegła w stronę ulicy.
-Poczekaj,spotkamy się jeszcze..-krzyknął za nią.Dziewczyna odwróciła się do mężczyzny i bezgłośnie wyszeptała.
-W to nie wątpię.-pomachała do niego by chwilę później zniknąć w wirze samochodów.
Mikroskop,próbówki i cisza.To było wszystko czego Sherlock potrzebował w tej chwili.By zająć czymś umysł pod nieobecność Johna zabrał się za dokończenie sprawy ogrodnika."Zwykłe morderstwo w ogródku"-tak nazwał tę sprawę Greg Lestrade inspektor,który wzywał Holmesa do tych najdziwniejszych przypadków.Jednak jakimś dziwnych trafem żaden z policjantów w Londynie nie mógł znaleźć zabójcy.
-Wiedziałem!-krzyknął detektyw odskakując od mikroskopu.
-Znowu ci się udało,kochany-powiedziała pani Hudson wchodząc do kuchni z zakupami.Choć była właścicielka tego mieszkania i tylko wynajmowała je dwójce przyjaciół nie mogła patrzeć na ich wiecznie pustą lodówkę.I tak czasem przychodziła posprzątać czy coś ugotować.
-A jednak ogrodnik-dodał Sherlock nie zwracając uwagi na kobietę.Oparł się o framugę okna i wypatrywał Johna,który wracał z parku.Potargane włosy,spodnie ubrudzone błotem i dziwne rumieńce na twarzy.Coś ty tam robił?-zapytał w myślach siadając na swoim fotelu.-I po jakim czasie domyślisz się w końcu,że..
-Witajcie!!!
John dziarskim krokiem podszedł do biurka,rzucając na nie stos dokumentów po czym opadł na fotel,cały czas z uśmiechem na twarzy.
-Och jaka ona piękna-dodał gapiąc się zamglonym wzrokiem na Holmesa.
-Nie wątpię,pewnie nie wysoka blondynka w jaśminowej sukience i płaszczyku do pół uda..och zapomniałbym i pięknym szmaragdowych oczach o których nie możesz zapomnieć-wyrecytował Sherlock nie kryjąc uśmieszku.
-Tak, to prawda. I co wydedukowałeś to z mojego spojrzenia czy może kosmyk jej włosów leży na moim ramieniu..-zaśmiał się Watson,czekając na jakąś niezwykła odpowiedź po której kolejny raz poczuje się jak kompletny idiota.
-Widziałem przez okno.
-Och.-wybełkotał lekarz podnosząc się z fotela.Zastanawiał się kiedy znów spotka tę piękność.Stwierdził,że musi się odpowiednio przyszykować. Jakieś dobre wino,kwiaty może nowy garnitur...Pomiędzy myślami szukał koperty z pieniędzmi która włożył między umowy.
-1..2..3-wyliczył Sherlock chwytając za skrzypce.