Witajcie. Jak widzicie zmieniłam tytuł fanfika. I tak, wiem, shame on me, dawno mnie nie było. Ale wytłumaczę się faktem iż zajęłam się Wattpadem. Na który zresztą serdecznie zapraszam :) Tam również publikuję to opowiadanie i kilka innych :)
Operacja Mycrofta przebiegła bez zakłóceń. Kula ominęła serce, uszkadzając jedynie płuco, które lekarzom udało się uratować. Po trzech dniach wybudził się z narkozy.
-Witaj Mycroft.
Dziewczyna ze łzami w oczach ścisnęła jego dłoń.
-Czy...on... - wychrypiał
Blondynka przytaknęła głową.
-Strzelił sobie w łeb na moich oczach. Jesteśmy wolni, Myc.
Wielki kamień ciążący mu na sercu od wielu lat, wreszcie spadł pozostawiając organizm w harmonii i spokoju. Uronił kilka łez szczęścia , nie mogąc uwierzyć , że to naprawdę koniec.
-Na korytarzu czeka ktoś, kto od kilku dni nie jadł i nie spał, więc zostawię was samych - dodała wychodząc jednocześnie zwalniając miejsce mężczyźnie z lekko siwymi włosami.
-Greg... - wymruczał Holmes splatając ich dłonie
-Jestem przy tobie - wyszeptał Lestrade wtulając głowę w zagłębienie jego szyi dodając:
-Trzy milimetry Myc! Trzy pieprzone milimetry i byś nie żył !
Starszy Holmes pogładził go po włosach obejmując mocno ramionami.
-Wiem, wiem, ale oddycham , a mój koszmar się skończył. Mam dość tajemnic, sekretów i cholernych schematów...Kocham cię Gregory...tak bardzo, że aż boli...
Mężczyzna uśmiechnął się figlarnie.
-Pozwól, że coś na to poradzę.
Po czym złączył ich usta w długim, namiętnym pocałunku , w duchu piszcząc z radości jak małe dziecko piszczy na widok nowej zabawki. W pewnym sensie można by to interpretować dosłownie. Od teraz Myc stał się zupełnie nowym człowiekiem, który wreszcie może "żyć chwilą".
***
Po tygodniu mógł już opuścić szpital. Od lekarza usłyszał jedynie, że ma na siebie uważać i przez dwa miesiące chodzić na rehabilitację ramienia. Podziękował za wszystko co dla niego zrobili i wraz z ukochanym wsiadł do limuzyny.
-Baker Street 221 B - powiedział do kierowcy
Lestrade zmarszczył czoło, na co Mycroft od razu odpowiedział:
-Wszyscy tam są. Nadszedł ten dzień Greg. Koniec z kłamstwami.
Mężczyzna oparł głowę na jego ramieniu rozkoszując wdychanym zapachem. Sam miał już dość ukrywania uczuć jakie żywił do Eminencji , ale nie mieli innego wyjścia.
Gdy znaleźli się w salonie Pani Hudson przywitała ich serdecznie, wcale nie będąc zdziwiona splecionymi dłońmi. Kobieta także była wtajemniczona w całe przedsięwzięcie. Zajęli miejsce na kanapie rozglądając się po pomieszczeniu. Sherlock wraz z Johnem siedzieli w swoich fotelach, Mary opierała się o framugę okna, a Beth o biurko z założonymi na piersiach rękami. Wszyscy w ciszy bili się ze swoimi myślami analizując sytuację od początku.
-Dobra...zacznę od pytań, będzie łatwiej - odchrząknął John – Kim tak naprawdę jesteście?
Blondynka przełknęła nerwowo ślinę i opowiedziała historię o Jimie, jak dorastali, jak się zakochali, o jego ojcu i o tym, że właśnie Moriartowie są odpowiedzialni za bombę podczas zjazdu rodzinnego.
-Byłam młoda i głupia. Uważałam go za bohatera, który mnie uratował. Gdy się domyśliłam co zrobił, byłam
wściekła. I pomimo , że uwierzyłam w tę całą akcję z porwaniem , nigdy nie życzyłam im śmierci - spojrzała na Johna – dlatego nie pojawiłam się na pogrzebie...nie potrafiłam spojrzeć ci w oczy... a potem - ręce i wargi zaczęły jej drżeć - W archiwach, w posiadłości Moriartych znalazł się mój akt urodzenia, a z niego jasno wynika, że... - założyła nerwowo kosmyk za ucho, wzięła głęboki wdech wbijając w niego spojrzenie
– Nie jestem twoją kuzynką...tylko siostrą.
Watson wytrzeszczył oczy zaciskając dłoń na podłokietniku. Spodziewał się wszystkiego , ale nie czegoś takiego. Całe swoje dzieciństwo nie miał pojęcia, że nie jest jedynakiem. Gwałtownie podniósł się z fotela pocierając twarz dłońmi.
-Siostrą... - wyszeptał bardziej do siebie – ale jakim cudem? To niemożliwe?!
-Wasza mama chciała was chronić - odezwał się Sherlock – Ciebie wysłała do szkoły z internatem , a Beth oddała pod opiekę własnej siostry. Wiedziała , że przez kontakty z tą rodziną czyha na was niebezpieczeństwo.
-Domyślała się, że mafia nie odpuści i prędzej czy później zabiją ją i tatę - dokończył John wzdychając
-Jaa...przepraszam cię...nawet nie wiesz jak trudno było mi to ukrywać...początkowo miałam udawać obcą
osobę, ale kiedy cię zobaczyłam...nie wytrzymałam...
Nagle poczuła ramiona obejmujące ją w pasie.
-Zawsze chciałem być starszym bratem - szepnął na co dziewczyna rozpłakała się. Wtuliła w jego szyję,
pierwszy raz czując się jak siostra.
-Domyślam się, że nie studiowałyście razem, prawda? - wywnioskował odwracając głowę w kierunku Mary.
-Nie...pierwszy raz spotkałyśmy się w klubie, którym zaczynałam pracę. Po krótkiej rozmowie wyszło na jaw, że obie nienawidzimy Jima i tak połączyła nas nić porozumienia...on niszczył każdego po kolei. Ja wiem, w młodości popełniłam kilka większych błędów, a on je wszystkie wykorzystał przeciwko mnie...odebrał mi prawo wyboru...nam...ja wiem jak to wygląda...miałyśmy się zakręcić wokół was, ale to nie znaczy, że nie wiem co to miłość..-bełkotała - Ja naprawdę się zakochałam w tobie i …
Nie dokończyła , gdyż usta Watsona w szybkim tempie odnalazły jej. Pomimo , że nadal był zły za te kłamstwa, nie zamierzał jej stracić. Poznał jej prawdziwe oblicze, a uczucie jakim ją darzył wcale nie zmalało.
-A więc, skoro John już skończył... - burknął Sherlock wstając z fotela – Mnie interesuję fakt iż Gavin...przepraszam ...Greg Lestrade patrzy na mojego brata wzrokiem:
"Kończcie szybko , bo chcę go jeszcze dziś przelecieć"
Mycroft zachichotał.
-Bo może właśnie tak jest.
-A no tak. Ja i Mycroft nie jesteśmy małżeństwem, jakby ktoś jeszcze nie wiedziała. Kocham go jak brata, a nawet przyjaciela, ale - podeszła do młodszego Holmesa dotykając jego ramienia – nic po za tym nas nie łączy.
John szczerze się uśmiechnął na widok tej dwójki. A jednak Sherlock dopiął swego- pomyślał.
Przyjaciel jakby czytając w jego myślach skarcił go wzrokiem, choć poczuł przyjemne ciepło w okolicach żołądka. Jeszcze jedna rzecz nie dawała mu spokoju.
-Co się wydarzyło w Portugalii, że byłeś gotowy udusić go własnymi rękami?
Mycroft momentalnie zesztywniał i zbladł , wykrzywiając usta w cienką linię.
-Jeśli nie... - zaczęła niepewnie Beth jednak ten podniósł , pokazując , że musi to w końcu powiedzieć.
-Jak wiesz, poleciałem tam w celu zatwierdzenia paktu, który zabraniałby sprowadzania broni do kraju, a także wypuszczania więźniów po wpłacie kaucji. Ta umowa rujnowała cały "świat przestępczy". Ceremonia
odbywała się w posiadłości premiera Baligrada. Pracowała tam piękna kobieta, o niezwykłych ciemnych wręcz czarnych oczach. Zaniemówiłem widząc jej słodki uśmiech. Tego dnia zakochałem się w Bridget Mallone. Przychodziłem tam niemal codziennie tylko po to , by ją ponownie zobaczyć. Emanowała wdziękiem i klasą. Nie mogłem uwierzyć , gdy zgodziła ie na spotkanie., a potem kolejne i kolejne. Byłem w niebie Sherlock! Miałem gdzieś słowa rodziców, że "miłość boli" albo "Przez miłość się cierpi". Przecież byłem tak szczęśliwy jak nigdy dotąd. Przez pół roku spędzaliśmy każdą sekundę razem. W końcu odważyłem się i poprosiłem ją o rekę. Bałem się, że odmówi , bo przecież znaliśmy się dość krótko, ale ona ze łzami w oczach odpowiedziała: "Tak". Pomyślałem, że jeśli na świecie istnieje piękniejsze miejsce niż niebo to ja właśnie tam się znajduję. Miesiąc później okazało się , że jest w ciąży. Miałem być ojcem, Sherlock! To wszystko wydawało mi się nierealne. Ja, człowiek lód, mam mieć żonę i dziecko! - uśmiechnął się szeroko - Uwielbiała zachody słońca, więc kupiłem dom na wzgórzu, z którego każdego dnia mogłaby podziwiać słońce. Rozpłakała się przechadzając po mieszkaniu. A ja płakałem z jej szczęścia. - przymknął oczy, przykładając dłoń do ust – Tamtego dnia spacerowaliśmy boso po plaży. Nagle spostrzegła , że zapomniała swojej ulubionej chusty z kawiarni , w której jedliśmy obiad. A że była kilka kroków za nami, oznajmiłem, że pobiegnę po nią. Gdy już wracałem , usłyszałem strzał... W tamtej chwili serce mi stanęło. Nie miałem pojęcia kiedy zacząłem biec. Ale do końca życia będę miał przed oczami
Jej
Ciało
Martwe
Na
Plaży
Reanimowałem ją kilka godzin, ale ona się nie poruszyła. Tego dnia moja Bridget zginęła.
W salonie nastała cisza. Sherlock ze łzami spływającymi po polikach rzucił się mu dosłownie na szyję. Gula stanęła mu w gardle, gdy przypomniał sobie jaki był wściekły i rozgoryczony , że Mycroft go zostawił. Wyjechał i nie wracał. Znienawidził go za to, bo właśnie on jako jedyny go wspierał. Rozumiał jego zachowanie i nie wyzywał od idiotów. Kiedy brat był w Portugalii, rodzice nie mogąc poradzić sobie poradzić z najmłodszym synem, wysyłali go do różnych ośrodków i przeróżnych
psychologów, ani razu nie pytając o co tak naprawdę chodzi. Mycroft wiedział o tym, domyślał się jak bardzo go skrzywdził , dlatego przez te wszystkie lata pilnował i obserwował go.
Po kolejnych uściskach, morzu wylanych łez, po ogłoszeniu dobrej nowiny dotyczącej Mary w salonie zostali tylko Sherlock i Beth. Mężczyzna posadził ją sobie na kolanach wtulając w jej ramię. Dziewczyna wplotła place w jego czarne loki, napawając się przyjemnym gilgotaniem wywołanym przez składane pocałunki na jej szyi. Chwyciła jego twarz w dłonie, zmuszając by na nią spojrzał.
-Sherlock, chcę żebyś coś wiedział. Jim Moriarty był miłością mojego życia i nie będę tego ukrywać. To z nim przeżyłam pierwszy pocałunek, pierwszy raz, pierwsze planowanie wspólnej przyszłości. Ale kiedy poznałam ciebie, poczułam coś innego, coś czego nigdy wcześniej nie czułam. Nie miałam pojęcia co to jest. Mycroft powiedział mi ostatnio bardzo ważną rzecz, którą zapamiętam do końca życia: Kochając jednocześnie dwie osoby, wybierz tę drugą , bo jeżeli naprawdę kochałbyś pierwszą, nie zakochałbyś się w drugiej. Coś w tym jest, prawda? I dopiero wtedy dotarło do mnie, że Jima kochałam , a w tobie zakochuję codziennie, z dnia na dzień mocniej i mocniej.
Brunet po wysłuchaniu tych słów delikatnie ujął jej dłoń, przykładając do swojej piersi.
-Czujesz? To moje serce. Przed tobą była tu czarna, niekończąca się jama. Przez całe życie szedłem jak maszyna. Robot, który używa tylko umysłu. Gdy cię ujrzałem, nagle poczułem jak coś obija mi się o żebra. Twój widok zmusił mnie , bym dostrzegł ten organ. Uznałem to za znak, dlatego nie dawałem ci spokoju. Musiałem się dowiedzieć "Dlaczego teraz?" I "Dlaczego ty?". Odpowiedź nasunęła się sama: Maszyna rejestruje coś niezwykłego, wyłapuje rzeczy , które odbiegają od schematu , normy. Ty jesteś właśnie taką osobą. Silną, twardą , samodzielną, potrafiącą poradzić sobie w każdej sytuacji. Jednym słowem wyjątkową. I choć nie jestem przyzwyczajony do tych słów , bo wypowiem je po raz pierwszy , to obiecuję, że zacznę ich używać częściej.
Patrząc jej nadal głęboko w oczy, tuż przy jej wargach wyszeptał:
-Kocham cię jak jasna cholera.
Kobieta zaśmiała się słodko i nie czekając dłużej złączyła ich ciała w pocałunku. Gdy mężczyzna agresywnie badał językiem jej podniebienie, zdążyła już rozpiąć koszuli i rzucić ją za siebie. Sherlock jednym ruchem pozbył się bluzki , a także zręcznie poradził sobie z zapięciem stanika. Oboje gorączkowo badali swoje ciała, pozbywając reszty ubrań. Chwilę później znaleźli się w sypialni. Brunet z rozkoszą wsłuchiwał się w jej jęki, gdy po raz kolejny przegryzał brodawkę. Wiła się pod nim czując kulminację wszystkich emocji w podbrzuszu. Drapieżnie wręcz obcałowywała jego szyję i ramię. Czując , że podniecenie podchodzi do granicy, odnalazł jej dłoń i zanurzając w tym cholernym szmaragdzie, wbił w nią przyciskając ciało do ciała. Po chwili odnaleźli wspólny rytm rozkoszując każdą , mijająca sekundą. Dziewczyna dyszała coraz głośnie, po czym zacisnęła palce w jego włosach, dając znak że zaraz eksploduje. Sherlock przyspieszył, składając najdłuższy pocałunek świata. Wykrzykując swoje imiona, opadli spoceni i zdyszani na poduszki. Brunet przykrył ich kołdrą opierając głowę na jej piersiach.
-To było...
-Też tak uważam...
-Chyba wcale nie jestem zmęczona...
-A ja chyba wiem co z tym zrobić - wymruczał sunąc dłonią wzdłuż jej uda – Ma Pani coś przeciwko, Pani Holmes?
Zaczerpnęła powietrza dukając: Niee...w ogóle... - zadrżała , gdy jego dłoń znalazła się w jej najczulszym miejscu – Niee...och, no błagam, zrób to jeszcze raz!
Sherlock uśmiechnął się figlarnie nie przerywając czynności. Jękom i krzykom z rozkoszy nie było końca.
A na dole, Pani Hudson popijając herbatkę , zdążyła już wysłać sms'a do wszystkich , że chyba niedługo zostanie babcią.
piątek, 12 sierpnia 2016
Sherlock&Beth&Mycroft XII
Oparła bolącą głowę o miękkie wezgłowie. Przymknęła powieki jednocześnie rozmasowując palcami skronie. Kłęby myśli wirowało jej po głowie. Cały plan, przemyślany i dopracowywany od kilku lat spalił na panewce. Dzisiejsza część zakończyła się najczarniejszym ze scenariuszy. Mycroft został postrzelony, Sherlock i John dowiedzieli się prawdy w najgorszy możliwy sposób, a do tego siedzi w samolocie lecącym do Lizbony z człowiekiem, który już dawno stał się jej przekleństwem. Nie miała pojęcia jakim cudem Jim domyślił się całego spisku. Bała się , co mężczyzna ma zamiar zrobić z nią i Mary. Doskonale zdawały sobie sprawę co Moriarty robił z nieposłusznymi pracownikami, same kilka razy były przy tym obecne. Blondwłosa poprawiła sukienkę , skubiąc jaśminowy materiał. Spojrzała na Mary siedzącą naprzeciwko. Kobieta wpatrywała się nieodgadniętym wzrokiem w szybę. Gdy się obróciła , Beth zauważyła szklące się jej oczach łzy. Sama z wielką chęcią wylałaby z siebie morze łez, ale w obecnej sytuacji musiała wziąć się w garść. Wszelkie opcje ucieczki były mocno ograniczone przez zwiększoną liczbę ludzi Moriartego, a także wysokość na jakiej się obecnie znajdowali. Na wsparcie z zewnątrz także nie mogły liczyć. Wszystko zadziało się tak szybko , że nawet nie pomyślała , że może potrzebować pomocy. W momencie postrzelenia Holmesa zdążyła tylko wysłać sms'a do Grega , by ten zjawił się w bunkrze. Modliła się żarliwie, by lekarze uratowali Mycrofta. Nie chciała być przyczyną śmierci kolejnej osoby. Nagle z kokpitu wyszedł Jim w białym garniturze i zajął miejsce obok Beth, która zesztywniała widząc rewolwer w jego dłoni.
-Rozczarowałyście mnie... - zaczął bawiąc się bronią.
Cisza, która nastała była nie do zniesienia , ale dobrze wiedziały , że lepiej się nie odzywać.
-Takie zdolne, a równocześnie takie głupiutkie. Zachowanie Mary jeszcze jestem w stanie zrozumieć , ale ty Beth... myślałem , że łączy nas coś więcej niż tylko współpraca czy długoletnia przyjaźń... - dotknął zimną lufą jej ramienia.
Wzdrygnęła się lekko obdarowując szmaragdowym spojrzeniem. Jej wyprana z emocji twarz zrobiła na nim wrażenie. Nie sądził, że będzie w stanie nadal używać "maski".
-Jednakże - kontynuował - to na moje polecenie miałyście się zakręcić wokół Holmesów, a z własnego doświadczenia wiem, że potrafią zmusić ludzi do wszystkiego... - zamyślił się po czym zwrócił do kobiet.
– A więc, zważywszy na naszą dość długą znajomość i to że... "prawie" każde zadanie wykonywałyście bez zarzutu, od tego momentu zapominamy o tym. W kolejnych misjach będziecie mogły przekonać mnie, że była to tylko chwila słabości.
Samolot wylądował na dachu jednego z drapaczy chmur. Po wyjściu Beth poczuła chłodny metal na plecach. Wysocy, łysi mężczyźni pociągnęli dziewczyny na środek przykładając pistolety tym razem do skroni.
-Ale jak wiecie, uwielbiam dramaty i nigdy nie mogę się powstrzymać - zaśmiał się szyderczo poprawiając mankiety koszuli.
-Ty sukinsynu!
Beth nie wytrzymała. Skoro i tak ma dzisiaj zginąć , to przynajmniej powie mu co o nim myśli. Jim wbił w nią zaskoczone spojrzenie.
-Zniszczyłeś całe moje życie wmawiając , że robisz to dla mojego dobra , a przez cały czas byłam tylko nic nie znaczącą zabawką, dziwką i służącą !
Moriarty skinieniem głowy odesłał z powrotem swoich ludzi do samolotu.
-Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cię nienawidzę ! Jim, to ty mnie porwałeś, zabrałeś od prawdziwych rodziców i wmówiłeś , że mnie oszukują ! A jedyną osobą, przez którą cierpię jesteś ty ! Może i jestem podłą suką i robiłam straszne rzeczy , ale wiedz , ze to przez ciebie taka się stałam !
Zbliżyła się do niego patrząc głęboko w oczy.
-A najgorsze w tym wszystkim jest to , że cię kochałam, naprawdę... oddałam ci się w pełni, byłam gotowa zrobić dla ciebie cokolwiek byś chciał...ale już nigdy...przenigdy... - wysyczała przez zaciśnięte zęby - nie popełnię tego błędu.
W tej samej chwili wyciągnęła z panewki na udzie biały pistolet i przycisnęła go do jego piersi.
-Zastanów się nad tym co chcesz zrobić - powiedział Moriarty napiając lekko mięśnie , całkiem wytrącony z równowagi po usłyszeniu jej słów.
Beth zaśmiała się histerycznie.
-Miałam całe PIEPRZONE życie , żeby to przemyśleć Jim i uwierz, kiedy nacissnę spust stanę się
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Mężczyzna ze zbolałą miną delikatnie odgarnął jej blond kosmyki , zakładając je za ucho.
-Dlaczego nam nie wyszło Claro?
Dziewczyna zadrżała pod jego dotykiem wracając wspomnieniami do tego , kiedy był jeszcze
Jimmym , którego kochała.
-Może dlatego , że nie jesteś wysoko-funkcyjnym socjopatą.
Beth wytrzeszczyła oczy gwałtownie obracając się za siebie. Jej serce stanęło , a powietrze zatrzymało w płucach. Myśli stanęły , zamieniając się w jedno słowo.
SHERLOCK
-Witaj Beth, przepraszam , że tak późno , ale mieliśmy pewne trudności - odchrząknął , a ona dopiero teraz zwróciła uwagę na czerwoną plamę na białej koszuli , rozdarcie sięgające od szyi po łokieć i siniak tuż przy lewym oku.
-Mieliśmy... - wyjąkała Mary stojąc za Moriartym ze związanymi dłońmi.
Po jej słowach przez drzwi maszyny wyleciał nieprzytomny już osiłek, a tuż za nim pojawił się John poprawiając kołnierzyk kurtki.
-Szybko poszło - uśmiechnął się - Nie umieli nawet oddać ciosu, naprawdę Moriarty, spodziewałem się czegoś lepszego - powiedział podchodząc do przyjaciela.
-A więc Jim, mamy trzy pistolety – John odsłonił rąbek okrycia - zwrócone w twoją stronę. Z tego nasuwa się jeden wniosek - odparł detektyw.
Moriarty zacisnął boleśnie szczękę , po czym na twarz wkradł mu się chytry uśmieszek.
-Sherly, myślałem, że po naszych spotkaniach czegoś się nauczyłeś. Ja. Zawsze. Wygrywam. - wyciągnął z kieszeni pilot z dużym, czerwonym przyciskiem.
-Gdy to nacisnę , wszyscy , których kochasz zginą.
-Niekoniecznie - mruknęła Mary - Właściwie to ja zajmowałam się nadajnikami, a skoro i tak już wiesz, że pracowałam na dwa fronty...
Dłoń mężczyzny zadrżała , a on sam nerwowo przełknął ślinę. Spojrzał na Beth , która nadal trzymała palec na spuście.
-Miałaś rację...to wszystko co powiedziałaś...to prawda...byłem egoistą, który sobie ciebie przywłaszczył...jesteś niezwykłą osobą...przede wszystkim silną...byłaś wszystkim czym ja chciałem być , a wiedziałem , że nigdy nie będę...Claro...przepraszam za to co teraz zrobię, ale nie mam innego wyjścia...a jak to mój tata mówił: "Honor przede wszystkim"… Kocham cię Clara...zawsze kochałem i zawsze będę...
W tym samym momencie wyrwał jej broń i wsadził sobie lufę do ust. Obdarzył ją ostatnim spojrzeniem po czym nacisnął na spust.
Dziewczyną wstrząsnęły spazmy wściekłości, przerażenia, złości i strachu. Zaczęła krzyczeć na całe gardło, dławiąc gorzkimi łzami spływającymi strumieniami po jej polikach. Osunęła się na kolana chowając twarz w dłoniach. Nie przestawała krzyczeć. W ten sposób pozbywała się ze swojego ciała bólu i cierpienia jakich doświadczyła do tej pory. Fakt, jeszcze parę minut temu sama chciała nacisnąć spust, ale patrząc mu głęboko w oczy widziała Jimmego. I dokładnie przed chwilą , jej Jimmy strzelił sobie w łeb. Pomimo iż pragnęła jego śmierci, to widząc jak jego mózg dosłownie rozpryskuje się na betonie , sprawił , że już sama nie była pewna czy to dobrze czy źle. Nagle poczuła ciepłe ramiona owijające się wokół jej ciała i cichy szept przy uchu:
-Cśiii...już dobrze...jesteś bezpieczna...jesteś...
W O L N A
I oto nadszedł dzień, gdy to słowo pojawiło się w jej Pałacu Pamięci.
Nie pamiętała jak znalazła się w samolocie ani tym bardziej w szpitalu. Ale przez cały czas czuła jego ramiona, oddech, spojrzenie. Po kilku gonach lotu , cała czwórka została przetransportowana limuzyną do Bart's. Tam lekarze zbadali kobiety, podając środki uspokajające i umieszczając na oddziale. Sherlock nie odstępował dziewczyny na krok, mając przed oczami jej twarz całą w łzach. Delikatnie przejechał kciukiem po wierzchu jej dłoni. Nie do końca jeszcze wszystko rozumiał, ale jednego był pewien. Nigdy nie zostawi Beth samej. Sprawi, by czuła się bezpiecznie i zrobi wszystko, by już nigdy nie czuła się samotna. Ucałował jej kruchą dłoń , przypominając sobie ich pierwsze spotkanie. Choć nie dał tego po sobie poznać, to już wtedy, w tym pokoju w piwnicy, zatracił się w jej cudnych, szmaragdowych oczach. Od tamtej pory nad niczym nie panował. Wywróciła jego dotychczasowe życie do góry nogami. A on pragnął więcej i więcej.
Beth ospale podniosła powieki ostrożnie zaciskając palce na jego dłoni. Musnął łagodnie jej polik na co dziewczyna cicho westchnęła.
-On...-wyjąkała słabiutko
-Tak.
Jej wargi zadrżały.
-Dziękuję. Za wszystko co dla mnie zrobiłeś.
Uśmiechnął się czule , a ona skłamałaby mówiąc, że nie poczuła motylków w brzuchu.
-Sherlock... Ja i Mycroft...my nie jesteśmy małżeństwem.
-Jak to, przecież...
-Ksiądz był podstawiony, goście nie, gdyż musieliście uwierzyć , że to prawdziwy ślub i wesele.
Detektywowi zaschło w gardle. Czyli jednak...oni...mogą...
-Przepraszam cię za to, ale to była część planu. Jim...musiał uwierzyć, że mam was w garści. Tak naprawdę, cały ten misterny plan to pomysł mój i twojego brata, więc Moriarty nie zdawał sobie sprawy , że realizuje nasz zamysł. A nie domyślił się , bo jestem bardzo dobrą kłamczuchą - tu kąciki jej ust uniosły się w górę.
Sherlock z błyskiem w oku zapytał:
-A kiedy nie udawałaś?
-Przecież wiesz... -wyszeptała łącząc ich wargi pocałunkiem.
Tym razem bez wyrzutów sumienia, objęła go , a on bez zakazu w myślach wplatał smukłe palce we włosy. Całowali się tak jakby za chwilę miał być koniec świata. W pewnym sensie dzisiaj zakończył się rozdział , w którym Beth nie była wolna , a rozpoczął ten , gdzie byli razem.
On i ona.
Sherlock i Beth, a raczej Sherlock i Clara.
Subskrybuj:
Posty (Atom)