poniedziałek, 9 maja 2016

Two brothers and one love. X

Witajcie.Przed Wami kolejny rozdział.Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednią częścią.Cóż więcej mogę powiedzieć,ta część jest krótsza,gdyż w kolejnej pojawi się wiele retrospekcji z całego życia Beth. Możecie w komentarza zadawać pytania odnośnie opowiadania,a ja chętnie na nie odpowiem. To bardzo budujące,gdy ktoś czyta twoje wypociny i do tego zadaje pytania. Mam nadzieję,że ta 10 (już ) część spodoba wam się.Miłej lektury. :)



-Pani Holmes?
Głos zniecierpliwionej recepcjonistki wyrwał ją z zamyślenia.Nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego nazwiska.Nic w tym dziwnego ,minęły dopiero dwa dni.Dwa okropne,pełne wątpliwości dni.Odchrząknęła ,wpisała się do księgi hotelowej i skręciła w prawo do ogromnej restauracji,w której miała się z nim spotkać.
-Witaj skarbie.
Wzięła głęboki wdech,uśmiechnęła się słodko i podeszła do jego stolika.Zajęła wskazane przez niego miejsce zakładając nogę na nogę.Mężczyzna zlustrował ją od góry do dołu jednocześnie napełniając kieliszek trunkiem.
-Wyglądasz bardzo seksownie.Widać małżeństwo ci służy.
-Muszę być przekonywująca w stu procentach-powiedziała wlewając w siebie całą zawartość kieliszka.Po chwili zbliżył się do niej,kładąc dłoń na jej plecach. Pocałował ją w policzek szepcząc:
-Jestem z ciebie dumny.Już za parę godzin będziemy pławić się w luksusie patrząc na to co zostało z Londynu.Tyle przygotowań i nadszedł w końcu czas na wielki finał.Wszystko idzie zgodnie z planem,prawda?
-Oczywiście,za dwie godziny lecimy do Portugalii ze wszystkimi dokumentami,a także z tajnym kodem do rozbrojenia bomby nuklearnej.-wymruczała przy jego uchu.Mężczyzna wbił się w jej usta,całując namiętnie,chcąc pokazać jak bardzo jest szczęśliwy z takiego obrotu sprawy.
-Nasze marzenia w końcu się spełnią.
-Tak kochany,nareszcie.
Zjedli  posiłek,po czym weszli na  piętro do jego pokoju.Sebastian Moran leżał na łóżku ,oglądając mecz.Gdy kobieta pojawiła się w pomieszczeniu gwizdnął z wrażenia.
-No kochana,nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym być na miejscu Mycrofta.
-Zamknij się-odburknęła podchodząc do lustra.Od początku nienawidziła tego faceta. Narcyz,egoista i dupek-to tylko niektóre z cech które można mu przypisać.Ale ze względu na to ,że dobrze strzelał i był przyjacielem szefa musiała go tolerować.Jim machnął głową w stronę Morana ,który wyciągnął spod łóżka średniej wielkości,metalową walizkę.Ostrożnie ja otworzył,a w środku znajdowało się dziesięć małych ładunków wybuchowych.
-Jeszcze przed odlotem zamontuj je na Baker Street.Odpalimy detonator będąc wysoko nad ziemią.Wolę mieć pewność ,że został z nich tylko popiół.-podkreślił Jim wręczając walizkę dziewczynie.
-Jesteś genialny.-zaznaczyła opuszczając pokój.Mijając recepcję wyciągnęła telefon z torebki.Wcisnęła kontakt: Mycroft.
-Kochanie,poczekaj na mnie w samolocie.Mogę się troszkę spóźnić.

W mieszkaniu na Baker Street od samego rana rozbrzmiewała piękna melodia. Sherlock tworzył kolejny utwór,teraz specjalnie na wesele Johna i Mary. Pomimo iż miało ono odbyć się dopiero za pół roku detektyw nie dostępował skrzypiec na krok.Jedną z przyczyn takiego zachowania była chęć zagłuszenia niepotrzebnych myśli o niej. Dzisiaj zaczynała się ich podróż poślubna.Mieli jechać do Portugalii ,bo tam się pierwszy raz spotkali.Wbrew temu co mówił podczas wesela
nadal była dla niego ważna.Od momentu kiedy powiedziała "tak" był pewien,że ją kocha. Pierwszy raz w życiu użył tego słowa odnosząc się do siebie. Cokolwiek do tej pory myślał,w cokolwiek wierzył odkąd poznał Beth przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Najważniejsza była ona.Nie miał pojęcia jak to zrobiła,przecież nie zwracał uwagi na kobiety.Zawsze uważał,że to nie jego rejon. Jednak ona jedyna potrafiła wpłynąć ten obszar jego mózgu,który odpowiadał za radość i szczęście.
Wpatrywał się tępym wzrokiem w czaszkę,szukając jakiegoś znaku.
-Kiedyś byłaś bardziej pomocna.
-Znowu do niej gadasz? Czyżby przyjaźń odżyła?-zażartował John opadając na fotel.
Sherlock zmierzył go wzrokiem.
-Ona nigdy nie wygasła.-zaznaczył Holmes siadając naprzeciw przyjaciela.
-Widzę,że po raz kolejny posprzątałeś.-zauważył doktor nie dostrzegając niczego co by nie było na swoim miejscu.
-Ludzie się zmieniają.
Watson wzdychnął pocierając czoło.
-Nie tacy jak ty.Znam cię, Sherlock i wiem kiedy jest z Tobą źle.Nawet wiem kto jest tego przyczyną.Uwierz mi, nie miałbym nic przeciwko gdyby związała się z Tobą,ale wybrała jego.I jest z nim szczęśliwa,zrozum to w końcu.
Detektyw gwałtownie podniósł się i podszedł do okna.
-Nieprawda.Wiesz,że dostrzegam szczegóły, których normalny człowiek by nie zauważył.Przy Mycrofcie zawsze jest spięta i nerwowo zakłada włosy za ucho.I za każdym razem ,kiedy z nią rozmawiałem ,miałem wrażenie ,że chce mi coś powiedzieć.Zresztą nie zauważyłeś nic dziwnego gdy ogłosili swoje zaręczyny!? Zachowywała się, jakby chciała mieć już to za sobą,jakby chciała tylko zapaść się pod ziemię!
John zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
-A dotarło to do ciebie,że też wtedy byłeś w tym pokoju.Być może domyśliła się,że ją "lubisz",ale wtedy spotykała się z twoim bratem.Pomyśl! Jak miała się czuć w takiej sytuacji!?
-Nie wiem! Ale wiem za to jak ja się czułem! Uwierz,nie było to przyjemne!.-z nerwów uderzył pięścią w ścianę.Watson zatrzymał się i wbił wzrok w przyjaciela.Nigdy nie rozmawiali o sferze uczuć,ale nie sądził ,że to wszystko tak dotknie Holmesa.W tej chwili zaczął powoli rozumieć.Mówiąc "nie mój rejon" chciał uniknąć właśnie takich sytuacji.Niestety,nie udało się.
-Posłuchaj,nawet jeśli coś do niej czujesz,przykro mi ,że to powiem,ale to nie ma już znaczenia.Ona ma męża.Twojego brata.Są małżeństwem.Nie możesz nic zrobić.
Sherlock wypuścił powietrze z płuc.Usłyszał to czego bał się najbardziej."Nic nie możesz zrobić". Przecież w jego słowniku nie było słowa niemożliwe, zawsze jest jakieś wyjście.Odwrócił się i oparł o ścianę.
-I tak będę próbował.
John zaśmiał się.
-Oczywiście,nieugięty.
Nagle detektyw zmarszczył czoło.
-Czujesz?
Po chwili oboje zaczęli się dusić,po czym padli nieprzytomni na podłogę.Dwóch mężczyzn w maskach tlenowych wywlokła ich za kamienice i wrzuciła do dużego białego samochodu.

 Prywatny samolot wzbił się w powietrze.Podróż poślubna rozpoczęta.Obydwoje mieli spędzić tydzień w Portugalii w najlepszych hotelu,z najlepszą obsługą.Taka była oficjalna wersja.Ta mniej oficjalna miała być końcem wszystkich ich problemów.Plan ,który tworzyli od wielu lat ,dzisiaj wejdzie w życie. Mycroft rozsiadł się w miękkim fotelu i spojrzał na żonę.
-Ten miś z wesela,nie pierwszy raz go widziałaś,prawda?
Kobieta kiwnęła twierdząco głową.
-Należał on do Johna.Dostał go od rodziców na Boże Narodzenie.Miał wtedy sześć-siedem lat.Od tamtej pory nie rozstawał się z nim.Zabierał go wszędzie.Pewnego dnia ,no wiesz ,po tym jak poznałam jego, ukradłam tego misia ,a Johnemu wmówiłam ,że go zgubił.Nie odzywał się do nikogo przez miesiąc.A ja się z tego śmiałam...Byłam okropną jędzą.
-Może troszeczkę.
Kobieta zaśmiała się.
-A mimo to się ze mną ożeniłeś.
-Uważaj,bo zacznę żałować-dodał całując jej dłoń.Zarumieniła się lekko, po czym natychmiast zbladła.Obok siedzenia stanął Jim Moriarty we własnej osobie."Nie tak miało być"-krzyczały jej myśli.
-Wybacz starszy bracie Holmes ,ale to nie będzie twój szczęśliwy dzień.Otóż,twoja kochana żoneczka wbije ci nóż prosto w serce-powiedział mężczyzna chwytając dziewczynę za ramiona.
-Tak wiem,mieliśmy plan,lecz postanowiłem go troszkę zmodyfikować.Wiesz jak lubię dramatyczne sceny.Po tych słowach strzelił do Mycrofta.

Z sił,które mu jeszcze pozostały próbował otworzyć oczy.Był obolały i zamroczony,zapewne od narkotyku,który mu podali jeszcze w mieszkaniu.Szarpnął ramionami,próbując poluzować więzy wokół nadgarstków.Niestety użyli metalowych kajdanek.Gdy odzyskał ostrość widzenia ,rozejrzał się na boki.Znajdowali się w jakimś bunkrze,w oddali było słychać silniki samolotów.Po zapachu paliwa używanego w lotnictwie domyślił się ,że są w jakimś starym bunkrze ,gdzie w dawnych czasach przechowywano drogie maszyny lotnicze.
-Sherlock..-szepnął na wpół przytomny John
-Nic nie mów,odurzyli nas narkotykami,zamknęli na jakimś lotnisku, a ja właśnie próbuje nas jakoś stąd wydostać.
W tej samej chwili rozległ się ogromny huk i potężne metalowe drzwi przesunęły się w prawo.Do pomieszczenia weszło dwóch rosłych facetów ,prawdopodobnie ci sami,którzy wywlekli ich z mieszkania ,ciągnąc coś za sobą. Rzucili to pod nogi detektywa.
-Mycroft?-krzyknął przerażony John widząc ogromną plamę krwi na koszuli w okolicach serca.Mężczyzna był nieprzytomny,nie wiadomo czy w ogóle oddychał.Sherlock próbował udawać,że nie jest przerażony.
-No moi kochani,nasz wielki finał!-zawołał Jim wchodząc do środka.Pewnym krokiem podszedł do skrępowanych mężczyzn.
-Uwielbiam dramaty tak jak ty Sherlocku,dlatego na samym początku zająłem się twoim kochanym braciszkiem.Nie myśl sobie ,że to koniec naszej zabawy. Stać mnie na więcej.-odwrócił się do Johna-ale najpierw zajmę się tobą.Zgorzkniały żołnierzyk,który chciał mieć normalne życie.Znalazłeś przyjaciela-świra i nekrofila,ale najbardziej rozwaliłeś mnie w momencie wyboru partnerki.Na twoim miejscu przyjrzał bym się jej dokładniej.
-Łapy precz od Mary!-krzyknął zbulwersowany Watson.
-Och ,gdyby ona sama tego chciała...-po tych słowach obok Jima pojawiła się Mary całując go w polik.John o mało się nie udławił.Wytrzeszczył oczy ,a serce mu zamarło.Sherlock próbował sobie to wszystko ułożyć w głowie.Mycroft-Mary-Moriarty:o co w tym wszystkim chodzi?!
-Najwspanialsze jest to,że mogę cię zaskoczyć jeszcze bardziej.
"Nie.nie.nie.nie..nie ona,nie ona"-krzyczały myśli detektywa.Niestety wzrok się nie mylił.Po drugiej stronie Moriartego stanęła Beth splatając ich dłonie.Uniosła kąciki ust i spokojnym głosem powiedziała:
-Witaj Sherlock.Zdziwiony?
-To niemożliwe.To jest po prostu niemożliwe!!-krzyczał John miotając się na wszystkie strony.Jego przyszła żona i kuzynka po stronie wroga.To jakiś okropny sen! Koszmar! To się nie dzieje
naprawdę.Wbił wzrok w Mary:
-Powiedz,ze cię namówił,że cię zmusił.To nie może być....ty...nie...ja cię kocham..i ty mnie..to niemożliwe!!!!
Kobieta wzruszyła ramionami.
-Przykro mi Johnny.
Jim podszedł do detektywa i pociągnął go za włosy.
-I co Holmes? Zrozumiałeś? Wygrałem.Zniszczyłem ciebie,Watsona i wszystkich.Udało mi się, a ty przegrałeś.Zawsze myślałem,że umrzesz w bardziej przyjemnych warunkach,ale zmieniłem zdanie. A teraz coś dla mojej drogiej Elizabeth,która wykonała kawał dobrej roboty.
Podszedł do dziewczyny i wręczył jej srebrny pistolet.
-Wiesz jak go używać.Pobaw się z nimi ,a ja czekam na ciebie w samolocie-szepnął jej do ucha i po czym ukłonił się nisko i krzyknął:
-Z mojej strony to wszystko.Dziękuję za uwagę. Jako że mam dziś wyjątkowo dobry humor ,oszczędzę wam widoku płonącego Londynu.Mary,chodźmy,pozwólmy naszej księżniczce na troszkę przyjemności. Beth ,pamiętaj Lizbona czeka.-zagwizdał radośnie wychodząc z bunkru.Dziewczyna odblokowała pistolet kierując najpierw w Sherlocka,potem Johna.
-Którego najpierw?-zastanawiała się na głos.
-Beth,jeśli cię zmusił..-zaczął łagodnie Sherlock.
Kobieta wybuchnęła śmiechem.
-Nie rozumiesz! Do niczego mnie nie zmusił,bawiłam się wami.Gdy się poznaliśmy ,miałam wątpliwości czy mi się uda.No wiesz,nie byłeś typem podrywacza,musiałam działać sama.A ty tak łatwo dałeś się nabrać.
Sherlock nie potrafił wydusić z siebie choćby jednego słowa.Przecież ją kochał,jak mógł nie zauważyć.Obserwował ją od bardzo dawna ,nie dostrzegł nic co by wskazywało na współpracę z Moriartym. A może po prostu był ślepy, i uczucia wobec niej wykasowały wszystkie wady.Patrzył jej głęboko w oczy,szukając czegokolwiek,jakiegoś błysku,który powiedziałby,że to nieprawda.Ale dostrzegł tylko determinację i bezwzględność.Kobieta uniosła pistolet i strzeliła dokładnie między mężczyzn w czarną skrzynkę.Po chwili cały hangar zajął się ogniem.Wszystko działo się bardzo szybko.Otoczyli ich policjanci ze Scotland Yardu,Greg klęczał nad Mycroftem,Beth rozkuła Sherlocka i Johna,by doktor zajął się starszym Holmesem.
-Zabierz ich stąd,podrzuć ciała z kostnicy,nie dzwoń,mam w telefonie podsłuch.-powiedziała kobieta brudząc sobie dłonie krwią.
-A co z Wami? Co się tam stało?-wydusił Lestrade ze łzami w oczach.
-Zmienił plan.Jedźcie do szpitala,ja wracam do samolotu.Coś wymyślę,nie martw się.Dam sobie radę.poklepała go po ramieniu. Spojrzała na Sherlocka szepcząc:
-Przepraszam.
I pobiegła w drugą stronę.Detektyw krzyczał za nią,wydzierał się ,ale ona nawet się nie odwróciła.Był przerażony myślą ,że widzi ją po raz ostatni.


piątek, 6 maja 2016

Two brothers and one love IX

Otworzyła oczy.Przeciągnęła się ospale,trącąc dłonią jego miękkie włosy.Zarumieniła się wracając wspomnieniami do poprzedniej nocy,która pomimo ogromnych wyrzutów sumienia była najwspanialszą w całym jej życiu.Od najmłodszych lat zmuszano ją do różnych rzeczy,a tutaj była to jej decyzja.Pierwszy raz zrobiła to co chciała, coś z własnej, nieprzymuszonej woli.Niestety miała świadomość że był to pierwszy i ostatni raz,ale wiedziała też,że nigdy o tym nie zapomni.Pocałowała go delikatnie w policzek,ubrała się i jeszcze przez chwilę obserwowała jego unoszącą się klatkę piersiową. Napisała krótki liścik, ale chyba tylko dla własnego sumienia.By nie czuć się jak ostatnia dziwka.Nie pomogło.Zraniła go w najgorszy możliwy sposób.
-Przepraszam.-wyszeptała ze łzami w oczach i ostatni raz zbiegła ze schodów na Baker Street.Przy drzwiach wpadła na panią Hudson,która w pięknym kapeluszu przeglądała się w lustrze.
-Kochana,co ty tu robisz?! Pani Holmes czeka w rezydencji!-krzyknęła kobieta nie spodziewając się dziewczyny o tej godzinie tutaj.
-Tak,wiem,właśnie tam jadę.-oznajmiła na jednym wdechu biegnąc do samochodu.Trzasnęła drzwiczkami i drżącą dłonią próbowała trafić kluczykiem w stacyjkę.Nagle ktoś zapukał w szybę.Dziewczyna opuściła ją patrząc na panią Hudson.
-Skarbie,to nie moja sprawa i nie będę się wtrącać,ale chcę tylko żebyś wiedziała,że nie uszczęśliwisz ich obu.To niemożliwe,nawet jakbyś się bardzo starała.
Kobieta uśmiechnęła się krzepiąco i wróciła do domu. Beth nie powstrzymała łez.Oparła głowę na kierownicy ,próbując się pozbierać.Słowa gospodyni dotknęły tej cząstki, którą chowała głęboko w sobie.Wzięła dwa głębokie wdechy,wytarła oczy i włączyła silnik.
-Uśmiechnij się,przecież dzisiaj twój ślub.-powiedziała do siebie kierując się do rezydencji.

-Mary,włożyć ten czerwony czy niebieski krawat?-zapytał John poprawiając garnitur.To właśnie dzisiaj jego kuzynka wychodzi za mąż.Cieszył się jej szczęściem,uważał że Mycroft jest idealnym partnerem dla niej.I wiedział,ze będzie wspaniałym mężem.Domyślał się,że dziewczyna nie powiedziała mu o sobie wszystkiego,ale nie naciskał.Był pewien ,że w końcu przełamie się i wydusi to co tak jej ciąży. Martwił się o Sherlocka.Zauważył,że detektyw bardzo polubił Beth,a taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko.A dzisiaj będzie przyglądać się jak ona poślubia jego brata.Miał nadzieję,że przyjaciel nie wywinie jakiegoś numeru,szczególnie podczas przemowy.Kilka razy rozmawiali o tym co powinien powiedzieć a czego nie,ale to Sherlock.Znając go ,wyjdzie na środek i będzie mówił to co mu ślina na język przyniesie.Nigdy to się dobrze nie kończyło.
-Zdecydowanie niebieski,będzie pasował do mojej sukienki-powiedziała wychodząc z łazienki w pięknej błękitnej sukience.John nie mógł oderwać od niej oczu.Podszedł do niej, objął ją w talii szepcząc do ucha:
-Nieważne jak cudowna byłaby ta sukienka i tak wolę cię bez niej.
-Pomyślę nad tym.
Pocałowała go namiętnie,po czym przyłożyła palec do jego ust.
-Śpieszymy się, miałam pomóc Beth przy sukni ślubnej.
-No dobrze. A już lepiej się czujesz?-zapytał mężczyzna przypominając sobie ,że Mary ostatnią noc spędziła w łazience.Kobieta momentalnie wyprostowała się, nerwowo czesząc włosy.
-Tak..o wiele.wiesz jak wyglądają wieczory panieńskie-dodała śmiejąc się słodko.-A jak tam wasz wieczór kawalerski z półnagimi tancerkami?-szybko zmieniła temat.
John zaśmiał się.
-Było całkiem miło,a tak w gwoli ścisłości te tancerki były nagie.
Po tym oberwał poduszką w twarz.

Sherlock pomimo iż domyślał się ,że gdy się obudzi jej nie będzie,miał malutką nadzieję,ze może jednak.Niestety,kiedy otworzył oczy zobaczył tylko poduszkę.A na niej karteczkę.Serce zabiło mu mocniej.

Drogi Sherlocku,
Wiesz,że tak musiało być.Nawet nie wiesz jak bardzo chciałam zostać ,żeby zobaczyć twój uśmiech i te cholernie szafirowe oczy.Ale gdybym to zrobiła byłoby o wiele gorzej.Nie byłabym wstanie wyjść,a musiałam to zrobić.Dzisiaj mój ślub.Mam nadzieję,że przemowę masz już gotową i nie wspomnisz o tym na weselu. Nie chcę zbierać ciebie i Mycrofta z podłogi.
Tej nocy nie zapomnę za żadne skarby świata.
Twoja Beth

Oczywiście,że nie wspomni o tym w przemowie.To była tylko i wyłącznie ich noc.Nie miał zamiaru się nią z nikim dzielić.Fakt,gdy stanie przy ołtarzy z Mycroftem i powie "tak",to będzie bolało jak diabli,ale przecież jej nie straci.Nadal będzie mógł z nią rozmawiać,podziwiać jej słodki uśmiech.Tego Mycroft nie będzie w stanie mu zabrać. Ubrał szlafrok i poszedł do kuchni zrobić sobie śniadanie.Odkąd John wyprowadził się do Mary ,nagle wszystkie obowiązki spadły na niego.Nalał wody do czajnika i postawił go na gazie.Odwrócił się i otworzył szeroko oczy.Wchodząc do kuchni nie zauważył zastawionego stołu i pani Hudson krzątającej się w te i z powrotem.
-Skarbie,siadaj bo wystygnie.-zawołała radośnie zajmując miejsce naprzeciwko.Sherlock zakręcił gaz i wykonał polecenie.
-Yyy..dziękuję-wyjąkał zaskoczony zachowaniem gospodyni.Nie żeby nigdy nie robiła mu śniadania,ale obrus,talerze przeznaczone na uroczyste okazje i kieliszki raczej nie włączały się do tradycyjnego posiłku.
-Patrzysz jakbyś ducha zobaczył ,no jedz!-rozkazała nakładając mu jajecznice.Nie była głupia ,wiedziała dlaczego Beth tutaj była i co robili.Znała Sherlocka od najmłodszych lat i jako jedna z nielicznych zauważała jego wrażliwość. I choć udawał,że nic go nie obchodzi,wewnątrz cierpiał i płakał.Dlatego postanowiła mu pokazać,że są ludzie dla których jest ważny.Miał zamiar coś powiedzieć,ale zamknął buzie.Uśmiechnął się i zajął jedzeniem Słuchał uważnie kobiety,gdy rozwodziła się na temat zamknięcia restauracji tuż za rogiem,o tym,że Charlotta(bohaterka jej ulubionego serialu) znów odrzuciła zaręczyny Michaela.Nie interesowało go to w ogóle,ale był to miły gest z jej strony.
-To ja posprzątam,a ty przebierz się ...tam gdzie jedziemy-wycedziła na jednym oddechu.
Holmes zaśmiał się pod nosem.
-Jedziemy na ślub mojego brata z Beth pani Hudson.Nie jest to nic strasznego,może pani o tym mówić.Naprawdę,cieszę się z ich szczęścia.
Kobieta pogłaskała go po ramieniu i wyszeptała patrząc mu głęboko w oczy.
-Oboje wiemy ,że to nieprawda.

-Wyglądasz prześlicznie!-powiedziała Mary gdy wpięła ostatnią wsuwkę w jej blond włosy.
-Dziękuję-szepnęła Beth z całych sił powstrzymując łzy.Mary zauważając dziwne zachowanie przyjaciółki poprosiła Panią Holmes ,by przyniosła więcej wsuwek.Gdy kobieta wyszła,Beth rozpłakała się.
-To nie tak powinno wyglądać.-wychlipiała w jej ramię.Mary głaskała ją delikatnie po włosach,nic nie mówiąc.Pozwoliła jej się wypłakać,wiedziała że tego potrzebuje.Po kilku minutach uśmiechnęła się krzepiąco i poprawiła jej makijaż.
-Dzwoniłaś do mnie wczoraj aż 17 razy,coś się stało?-zapytała Beth uspokajając głos.
Kobieta wciągnęła powietrze przez nos,wypuszczając z rąk szczotkę do włosów.
-Nie..po prostu chciałam sprawdzić jak się czujesz, no i zaprosić na mały wieczór panieński.
Beth zaśmiała się.
-Znając nas skończyłoby się to ogromnym kacem.
-Pewnie tak.-wykrztusiła biegnąc prosto do łazienki. Beth natychmiast pobiegła za nią.Zastała przyjaciółkę klęczącą nad ubikacją.
-Mary....
-Zatrułam się wczorajszą zupą w kawiarni.
-Mary...
-Okropnie pachniała,ale byłam głodna.
-Mary...
-Tak, jestem w ciąży.-krzyknęła ochlapując twarz zimną wodą.Spojrzała na siebie w lustrze.Zawsze pragnęła dziecka,a kiedy poznała Johna ,była pewna że właśnie z nim,ale nie teraz.Stało się to w najgorszym możliwym momencie.Nie może zranić Johna,ale też nie może pozwolić,żeby coś mu się stało.
-Przespałam się z Sherlockiem-wypaliła Beth opierając się o ścianę.
Mary gwałtownie obróciła się w jej stronę.Spojrzały na siebie,po czym wybuchnęły głośnym śmiechem.W całej tej sytuacji zostało im tylko to.
-Jesteśmy beznadziejne.
-Wiem Mary,wiem,ale damy sobie radę,jak zawsze.

Gdy w kościele rozbrzmiała muzyka,goście wstali i obrócili się w stronę wejścia.Po chwili pojawiła się Beth wraz z Tedem Holmesem. Sherlock nie mógł oderwać od niej wzroku.Blond włosy upięte w delikatny kok,długa aksamitna suknia no i te oczy.Była po prostu piękna.Gdy stanęła obok Mycrofta zacisnął dłoń w pięść.Nie dlatego,że chciał przywalić swojemu bratu,choć od dziecka o tym marzył,ale dlatego że był wściekły na siebie.Tak naprawdę nic nie zrobił w związku z Beth. Zakochał się w niej jak jasna cholera,podziwiał ją każdego dnia,ale nigdy jej tego nie powiedział.Dopiero,gdy pojawiła się w towarzystwie brata,poczuł ogromną zazdrość.Właśnie w tej chwili zrozumiał jakim był idiotą.Przecież dziewczyna musiała czuć się okropnie.Była związana z Mycroftem a on bez żadnego wyjaśnienia wtargnął w ich życie.Rozluźnił pięść i po raz setny zmienił w głowie całą przemowę drużby.Teraz już wiedział co powie.Po słowach"możesz pocałować pannę młodą" rozległy się brawa i wiwaty. Mycroft ujął dłoń Beth,po czym przeszli do ogrodu za świątynią,gdzie miało odbyć się ich wesele.Goście zaczęli zajmować miejsca.Pani Holmes biegała w te i z powrotem uradowana przybyciem aż tylu znajomych.
-Wyglądasz cudownie.-powiedział John wręczając kuzynce bukiet kwiatów.
-Dziękuję,nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa.-dodała Beth z szerokim uśmiechem.Poranny strach minął i czuła,że chyba da radę i nie rozpłacze się dzisiaj po raz kolejny.Ceremonia odbyła się bez żadnych zakłóceń.
-Siadajmy ,zaraz zaczną przemawiać.-szepnął jej do ucha Mycroft.
W namiocie rozpalono świece,rozmowy ucichły,a na scenę wszedł ojciec pana młodego.
-Witam wszystkich tu obecnych.To wspaniały i wyjątkowy dzień  dla dwójki kochających się ludzi.Powiedzieli sobie tak przed ołtarzem składając jedną z najważniejszych obietnic w życiu.Przyrzekli sobie życie w zdrowiu i chorobie do końca swoich dni.Kiedy nasz pierworodny syn pojawił się na świecie byłem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.Pamiętam kiedy pierwszy raz się uśmiechnął.Gdy dorastał,powiem szczerze nie rozumiałem go.Miał swój własny świat ,do którego bałem się wejść.Po prostu byłem zbyt głupi.Ubolewałem ,że już nie biega po domu ze szczerbatym uśmiechem,że nie opowiada zmyślonych historyjek.Jakby stracił radość życia.Ale ją odzyskał przy Beth.Gdy przyszli do nas na rodzinny obiad ,Mycroft znów uśmiechnął się tak jak za pierwszym razem.I wtedy już wiedziałem,ze ta dziewczyna-wskazał palcem za Beth-to ta jedyna.
Ted wzniósł toast po czym uściskał parę młodą.Po nim na scenie pojawił się Sherlock.
-Miałam nie płakać-wyjąkała Beth trzymając chusteczkę. Mycroft pocałował ją w czoło i rzekł:
-Tutaj raczej nie będzie z czego.
Młodszy Holmes wyciągnął kartki ,lecz po chwili je schował.
-O nie.-jęknął John
-Przygotowywałem tę przemowę dość długo,gdyż mam ten niesforny dar mówienia wszystkiego co myślę.Dlatego zazwyczaj wtedy ludzie nazywają mnie dupkiem,ale stojąc dzisiaj w kościele zrozumiałem coś bardzo ważnego.Być może mama miała rację mówiąc,że Bóg zmienia ludzi ,co nie znaczy że w niego wierzę.Jest wiele dowodów potwierdzających ,że...Ale o tym nie dzisiaj.Dzisiaj pierwszy raz od bardzo dawna powiem coś miłego o moim bracie.Pomimo iż na pewno wszyscy wiecie ,że nie potrafimy się dogadać,zresztą nie trudno tego nie zauważyć, poprosił mnie o bycie jego drużbą.Nie musiał tego robić.I z tego powodu jestem mu wdzięczny.To nie będą ostanie miłe słowa jak pewnie sobie pomyślałeś braciszku.
Mycroft otworzył szeroko oczy szepcząc do John.
-Co on na Boga dzisiaj brał?
-No właśnie,ze nic.Zazwyczaj wtedy zaczyna swoje wywody na temat magii we Wszechświecie.
-Nigdy nie byliśmy normalni-kontynuował Sherlock-I nigdy nie będziemy.Wiem też ,że pewnie nigdy nie nazwę ciebie kochanym braciszkiem,bo taki nie jestem.Ale chcę żebyś wiedział,że nie zapomniałem o naszym co wieczornym rytuale,gdy nie mogłem zasnąć.Siadaliśmy wtedy w fotelu i dedukowaliśmy.Podziwiałem cię i nadal podziwiam.Potrafiłeś otworzyć się przed kimś,kiedy ja tego nie potrafię.Spotkałeś na swojej drodze wspaniałą kobietę,która roztopiła twoje lodowe serce.Która sprawiła ,że stałeś się mniej irytujący,dlatego brawa dla tej pani.
Goście rozbawieni zaklaskali w dłonie. Beth nie odrywała wzroku od sceny.Sherlock naprawdę wiedział co mówi.Nie miał tego nigdzie zapisane.Nie mogła w to uwierzyć.
-A teraz chciałbym cię przeprosić Beth. Przez ostatnie tygodnie zachowywałem się jak idiota,ale to dlatego że mnie zafascynowałaś.Nic w tym dziwnego,skoro zmieniłaś Holmesa z krwi i kości.To wcale nie jest takie łatwe. Naprawdę ,mogę nawet kleknąć,życzę wam wszystkiego co najlepsze,bo oboje na to zasługujecie.I pewnie jeszcze nie raz zachowam się jak totalny dupek,za co także przepraszam już teraz.
Wszyscy zebrani wstali z krzeseł i głośno wiwatowali.Sherlock zajął miejsce obok Johna któremu zaschło w gardle od otwartej buzi. Był z siebie dumny,przez chwilę bał się,że palnie coś nieodpowiedniego,ale na szczęście się opanował.Pierwsza faza planu zbliżenia się do żony brata rozpoczęta.
Z głośników zaczęła wydobywać się melodia walca co wskazywało na pierwszy taniec pary młodej.
Małżeństwo wyszło na parkiet kołysząc się do rytmu melodii.
-To było...-zaczęła Beth
-Tak,też tak uważam.Dobrze ,że kamerzysta to nagrywał.Przynajmniej będę mógł go tym szantażować.-dokończył Mycroft śmiejąc się wraz z nią.
 -Jestem szczęśliwa,naprawdę.-powiedziała Beth całując delikatnie męża.
John stanął obok Sherlocka.
-Powiedz,że na scenie to byłeś ty bo inaczej nie uwierzę.
-Tak to byłem ja.-powtórzył po raz kolejny detektyw.
Kiedy Mycroft skończył tańczyć, Beth wpadła w ramiona Sherlocka.Kołysali się razem kilka piosenek pod rząd.
-Dziękuję.Za wszystko.-zaznaczyła kobieta spoglądając na niego.
-Przez ciebie straciłem łatkę wysoko funkcyjnego socjopaty.Zastanawiam się nad podpaleniem albo pobiciem Mycrofta. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.A on tylko na nią patrzył.
-Sugerowałabym upicie się.Wtedy człowiek zaczyna mówić różne dziwne rzeczy,a ty już z pewnością.Ale ja ci tego nie powiedziałam.
Zebrani bawili się świetnie.Tańczyli ,jedli.pili potem znowu tańczyli,niektórzy nawet śpiewali.Pani Holmes nie mogła zachwycić się dekoracjami,które sama wybierała.Była dumna i podekscytowana gdy ktoś podziwiał jej kreatywność. Mycroft i Beth w pewnym momencie przeszli do pomieszczenia ,gdzie lokaje zgromadzili ich prezenty ślubne.Od Johna i Mary dostali piękną zastawę chińskich filiżanek ,które kiedyś Beth wypatrzyła na zakupach z przyjaciółką.Od Państwa Holmes dwa bilety na tygodniowy wypoczynek w Miami. Głównie w pudełkach były rzeczy przeznaczone do domu.
Beth podniosła paczkę podpisaną :"Od jedynego na świecie detektywa konsultanta"
-Musiał to napisać.-oznajmił Mycroft otwierając pudełko.Na dnie leżała książka telefoniczna.
-Okey, to jeden z tych prezentów ,których w życiu nie zrozumiem,prawda?-zażartowała kobieta
-Nie,to jeden z tych prezentów,z którymi wiążą się wspomnienia.Podczas przemowy Sherlock mówił ,że dedukowaliśmy.To właśnie z tej książki,ale no wiesz,nie sądziłem ,że nadal ją ma.-Mycroft przejechał palcami po okładce, jak po najdroższym skarbie jaki kiedykolwiek trzymał w rękach.
-Jejku,musimy częściej organizować wesele.-dodała rozbawiona sięgając po kolejny prezent.
Zamarła widząc dedykację.Mężczyzna widząc to ,wyjął jej to z rąk i sam otworzył.Ze środka wyciągnął dużego pluszowego misia,który nie był nowy. Beth mimowolnie pisnęła.Zakryła sobie usta dłonią próbując stłumić krzyk.Mąż objął mocno ,delikatnie głaszcząc po plecach.Po chwili zapytał:
-Co to znaczy?Ten miś?
-Kolejne ostrzeżenie,że mamy mało czasu.

Wesele trwało do samego rana.Goście byli tak zachwyceni przyjęciem,że nie mieli zamiaru szybko go upuszczać.Wyszli dopiero ,gdy Pani Holmes zaczęła krzyczeć,że jedzenie się skończyło.Po godzinie w namiocie nikogo już nie było. Gdy Beth wróciła się po torebkę,natknęła się na Sherlocka stojącego pośrodku parkietu.
-Jeśli masz zamiar to spalić ,poczekaj aż wyjdę.
Detektyw odwrócił się,trzymając małe pudełeczko.
-Myślałaś ,że pozwolę mojej bratowej wyjść bez prezentu.-uśmiechnął się zawadiacko.
Podszedł do dziewczyny i ze zniecierpliwieniem czekał aż zobaczy co jest w środku.
-To jest...ja zawsze o takim marzyłam.-powiedziała podziwiając szkiełko ,którego zazdrościła Sherlockowi.Kiedyś .przy rozmowie ,wymsknęło jej się,że pragnęłaby takie mieć.Ale nie miała pojęcia,że ktoś będzie o tym pamiętać.
-Wiem.Cieszę się,że ci się podoba.
Beth pocałowała go w policzek i mocno przytuliła.Może nie jest im dane bycie razem ,ale przecież mogą się przyjaźnić.
-To idealny prezent.-oznajmiła wychodząc z namiotu.Pożegnała się ze wszystkimi i razem z mężem pojechali do już "ich" domu za miastem.
Całą drogę Mycroft patrzył na swoją żonę.Jeszcze nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy. Beth pojawiła się w jego życiu w najlepszych momencie.Wtedy właśnie potrzebował wsparcia,które od niej otrzymał. Nie zostawiła go ,choć się w ogóle nie znali.Pomogła obcemu mężczyźnie,a teraz są małżeństwem.Los potrafi zaskoczyć człowieka.W posiadłości przebrali się w wygodne rzeczy i zeszli do salonu,gdzie siedział Lestrade i Mary.
-Co powiedziałaś Johnowi?-zwróciła się do niej Beth
-Nic nie musiałam,pojechał na Baker Street,a ja powiedziałam,że się położę.
-Na weselu nie zauważyłem nikogo podejrzanego,w namiocie siedzieli tylko zaproszeni goście-oznajmił Greg.
 Mycroft westchnął:
-Ale prezent ktoś podrzucił.
Beth spuściła głowę.
-Musimy to zrobić wcześniej.Plan B to nadal nasze jedyne wyjście.Musimy tylko zastanowić się jak wykluczyć Mary z tego wszystkiego.-ogłosiła kobieta.
-O czym ty mówisz?! Działamy według planu,nie możemy niczego zmieniać.Moja ciąża nie będzie przyczyną śmierci kogokolwiek.!-krzyknęła Mary stukając pięścią w stół.
-Ale nie możesz go stracić!! To dziecko jest częścią Johna,nie możemy go znowu zranić.Ja nie mogę pozwolić,żeby cierpiał.Wiem,że to właśnie ja zadam mu najwięcej bólu.On cię kocha.-wykrzyknęła blondynka chowając twarz w dłoniach.
-Dlatego zaczynamy za dwa dni.-oznajmił Mycroft.




wtorek, 3 maja 2016

Na niedzielny wieczór.

Witajcie. Wrzucam coś co mnie zwaliło na kolana, coś przez co wylądowałam na podłodze zalana łzami.Przed Państwem Steven Moffat we własnej osobie :



Po prostu kochamy cie Steven <3
Vita.