Witajcie.Przed Wami kolejny rozdział.Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednią częścią.Cóż więcej mogę powiedzieć,ta część jest krótsza,gdyż w kolejnej pojawi się wiele retrospekcji z całego życia Beth. Możecie w komentarza zadawać pytania odnośnie opowiadania,a ja chętnie na nie odpowiem. To bardzo budujące,gdy ktoś czyta twoje wypociny i do tego zadaje pytania. Mam nadzieję,że ta 10 (już ) część spodoba wam się.Miłej lektury. :)
-Pani Holmes?
Głos zniecierpliwionej recepcjonistki wyrwał ją z zamyślenia.Nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego nazwiska.Nic w tym dziwnego ,minęły dopiero dwa dni.Dwa okropne,pełne wątpliwości dni.Odchrząknęła ,wpisała się do księgi hotelowej i skręciła w prawo do ogromnej restauracji,w której miała się z nim spotkać.
-Witaj skarbie.
Wzięła głęboki wdech,uśmiechnęła się słodko i podeszła do jego stolika.Zajęła wskazane przez niego miejsce zakładając nogę na nogę.Mężczyzna zlustrował ją od góry do dołu jednocześnie napełniając kieliszek trunkiem.
-Wyglądasz bardzo seksownie.Widać małżeństwo ci służy.
-Muszę być przekonywująca w stu procentach-powiedziała wlewając w siebie całą zawartość kieliszka.Po chwili zbliżył się do niej,kładąc dłoń na jej plecach. Pocałował ją w policzek szepcząc:
-Jestem z ciebie dumny.Już za parę godzin będziemy pławić się w luksusie patrząc na to co zostało z Londynu.Tyle przygotowań i nadszedł w końcu czas na wielki finał.Wszystko idzie zgodnie z planem,prawda?
-Oczywiście,za dwie godziny lecimy do Portugalii ze wszystkimi dokumentami,a także z tajnym kodem do rozbrojenia bomby nuklearnej.-wymruczała przy jego uchu.Mężczyzna wbił się w jej usta,całując namiętnie,chcąc pokazać jak bardzo jest szczęśliwy z takiego obrotu sprawy.
-Nasze marzenia w końcu się spełnią.
-Tak kochany,nareszcie.
Zjedli posiłek,po czym weszli na piętro do jego pokoju.Sebastian Moran leżał na łóżku ,oglądając mecz.Gdy kobieta pojawiła się w pomieszczeniu gwizdnął z wrażenia.
-No kochana,nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym być na miejscu Mycrofta.
-Zamknij się-odburknęła podchodząc do lustra.Od początku nienawidziła tego faceta. Narcyz,egoista i dupek-to tylko niektóre z cech które można mu przypisać.Ale ze względu na to ,że dobrze strzelał i był przyjacielem szefa musiała go tolerować.Jim machnął głową w stronę Morana ,który wyciągnął spod łóżka średniej wielkości,metalową walizkę.Ostrożnie ja otworzył,a w środku znajdowało się dziesięć małych ładunków wybuchowych.
-Jeszcze przed odlotem zamontuj je na Baker Street.Odpalimy detonator będąc wysoko nad ziemią.Wolę mieć pewność ,że został z nich tylko popiół.-podkreślił Jim wręczając walizkę dziewczynie.
-Jesteś genialny.-zaznaczyła opuszczając pokój.Mijając recepcję wyciągnęła telefon z torebki.Wcisnęła kontakt: Mycroft.
-Kochanie,poczekaj na mnie w samolocie.Mogę się troszkę spóźnić.
W mieszkaniu na Baker Street od samego rana rozbrzmiewała piękna melodia. Sherlock tworzył kolejny utwór,teraz specjalnie na wesele Johna i Mary. Pomimo iż miało ono odbyć się dopiero za pół roku detektyw nie dostępował skrzypiec na krok.Jedną z przyczyn takiego zachowania była chęć zagłuszenia niepotrzebnych myśli o niej. Dzisiaj zaczynała się ich podróż poślubna.Mieli jechać do Portugalii ,bo tam się pierwszy raz spotkali.Wbrew temu co mówił podczas wesela
nadal była dla niego ważna.Od momentu kiedy powiedziała "tak" był pewien,że ją kocha. Pierwszy raz w życiu użył tego słowa odnosząc się do siebie. Cokolwiek do tej pory myślał,w cokolwiek wierzył odkąd poznał Beth przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Najważniejsza była ona.Nie miał pojęcia jak to zrobiła,przecież nie zwracał uwagi na kobiety.Zawsze uważał,że to nie jego rejon. Jednak ona jedyna potrafiła wpłynąć ten obszar jego mózgu,który odpowiadał za radość i szczęście.
Wpatrywał się tępym wzrokiem w czaszkę,szukając jakiegoś znaku.
-Kiedyś byłaś bardziej pomocna.
-Znowu do niej gadasz? Czyżby przyjaźń odżyła?-zażartował John opadając na fotel.
Sherlock zmierzył go wzrokiem.
-Ona nigdy nie wygasła.-zaznaczył Holmes siadając naprzeciw przyjaciela.
-Widzę,że po raz kolejny posprzątałeś.-zauważył doktor nie dostrzegając niczego co by nie było na swoim miejscu.
-Ludzie się zmieniają.
Watson wzdychnął pocierając czoło.
-Nie tacy jak ty.Znam cię, Sherlock i wiem kiedy jest z Tobą źle.Nawet wiem kto jest tego przyczyną.Uwierz mi, nie miałbym nic przeciwko gdyby związała się z Tobą,ale wybrała jego.I jest z nim szczęśliwa,zrozum to w końcu.
Detektyw gwałtownie podniósł się i podszedł do okna.
-Nieprawda.Wiesz,że dostrzegam szczegóły, których normalny człowiek by nie zauważył.Przy Mycrofcie zawsze jest spięta i nerwowo zakłada włosy za ucho.I za każdym razem ,kiedy z nią rozmawiałem ,miałem wrażenie ,że chce mi coś powiedzieć.Zresztą nie zauważyłeś nic dziwnego gdy ogłosili swoje zaręczyny!? Zachowywała się, jakby chciała mieć już to za sobą,jakby chciała tylko zapaść się pod ziemię!
John zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
-A dotarło to do ciebie,że też wtedy byłeś w tym pokoju.Być może domyśliła się,że ją "lubisz",ale wtedy spotykała się z twoim bratem.Pomyśl! Jak miała się czuć w takiej sytuacji!?
-Nie wiem! Ale wiem za to jak ja się czułem! Uwierz,nie było to przyjemne!.-z nerwów uderzył pięścią w ścianę.Watson zatrzymał się i wbił wzrok w przyjaciela.Nigdy nie rozmawiali o sferze uczuć,ale nie sądził ,że to wszystko tak dotknie Holmesa.W tej chwili zaczął powoli rozumieć.Mówiąc "nie mój rejon" chciał uniknąć właśnie takich sytuacji.Niestety,nie udało się.
-Posłuchaj,nawet jeśli coś do niej czujesz,przykro mi ,że to powiem,ale to nie ma już znaczenia.Ona ma męża.Twojego brata.Są małżeństwem.Nie możesz nic zrobić.
Sherlock wypuścił powietrze z płuc.Usłyszał to czego bał się najbardziej."Nic nie możesz zrobić". Przecież w jego słowniku nie było słowa niemożliwe, zawsze jest jakieś wyjście.Odwrócił się i oparł o ścianę.
-I tak będę próbował.
John zaśmiał się.
-Oczywiście,nieugięty.
Nagle detektyw zmarszczył czoło.
-Czujesz?
Po chwili oboje zaczęli się dusić,po czym padli nieprzytomni na podłogę.Dwóch mężczyzn w maskach tlenowych wywlokła ich za kamienice i wrzuciła do dużego białego samochodu.
Prywatny samolot wzbił się w powietrze.Podróż poślubna rozpoczęta.Obydwoje mieli spędzić tydzień w Portugalii w najlepszych hotelu,z najlepszą obsługą.Taka była oficjalna wersja.Ta mniej oficjalna miała być końcem wszystkich ich problemów.Plan ,który tworzyli od wielu lat ,dzisiaj wejdzie w życie. Mycroft rozsiadł się w miękkim fotelu i spojrzał na żonę.
-Ten miś z wesela,nie pierwszy raz go widziałaś,prawda?
Kobieta kiwnęła twierdząco głową.
-Należał on do Johna.Dostał go od rodziców na Boże Narodzenie.Miał wtedy sześć-siedem lat.Od tamtej pory nie rozstawał się z nim.Zabierał go wszędzie.Pewnego dnia ,no wiesz ,po tym jak poznałam jego, ukradłam tego misia ,a Johnemu wmówiłam ,że go zgubił.Nie odzywał się do nikogo przez miesiąc.A ja się z tego śmiałam...Byłam okropną jędzą.
-Może troszeczkę.
Kobieta zaśmiała się.
-A mimo to się ze mną ożeniłeś.
-Uważaj,bo zacznę żałować-dodał całując jej dłoń.Zarumieniła się lekko, po czym natychmiast zbladła.Obok siedzenia stanął Jim Moriarty we własnej osobie."Nie tak miało być"-krzyczały jej myśli.
-Wybacz starszy bracie Holmes ,ale to nie będzie twój szczęśliwy dzień.Otóż,twoja kochana żoneczka wbije ci nóż prosto w serce-powiedział mężczyzna chwytając dziewczynę za ramiona.
-Tak wiem,mieliśmy plan,lecz postanowiłem go troszkę zmodyfikować.Wiesz jak lubię dramatyczne sceny.Po tych słowach strzelił do Mycrofta.
Z sił,które mu jeszcze pozostały próbował otworzyć oczy.Był obolały i zamroczony,zapewne od narkotyku,który mu podali jeszcze w mieszkaniu.Szarpnął ramionami,próbując poluzować więzy wokół nadgarstków.Niestety użyli metalowych kajdanek.Gdy odzyskał ostrość widzenia ,rozejrzał się na boki.Znajdowali się w jakimś bunkrze,w oddali było słychać silniki samolotów.Po zapachu paliwa używanego w lotnictwie domyślił się ,że są w jakimś starym bunkrze ,gdzie w dawnych czasach przechowywano drogie maszyny lotnicze.
-Sherlock..-szepnął na wpół przytomny John
-Nic nie mów,odurzyli nas narkotykami,zamknęli na jakimś lotnisku, a ja właśnie próbuje nas jakoś stąd wydostać.
W tej samej chwili rozległ się ogromny huk i potężne metalowe drzwi przesunęły się w prawo.Do pomieszczenia weszło dwóch rosłych facetów ,prawdopodobnie ci sami,którzy wywlekli ich z mieszkania ,ciągnąc coś za sobą. Rzucili to pod nogi detektywa.
-Mycroft?-krzyknął przerażony John widząc ogromną plamę krwi na koszuli w okolicach serca.Mężczyzna był nieprzytomny,nie wiadomo czy w ogóle oddychał.Sherlock próbował udawać,że nie jest przerażony.
-No moi kochani,nasz wielki finał!-zawołał Jim wchodząc do środka.Pewnym krokiem podszedł do skrępowanych mężczyzn.
-Uwielbiam dramaty tak jak ty Sherlocku,dlatego na samym początku zająłem się twoim kochanym braciszkiem.Nie myśl sobie ,że to koniec naszej zabawy. Stać mnie na więcej.-odwrócił się do Johna-ale najpierw zajmę się tobą.Zgorzkniały żołnierzyk,który chciał mieć normalne życie.Znalazłeś przyjaciela-świra i nekrofila,ale najbardziej rozwaliłeś mnie w momencie wyboru partnerki.Na twoim miejscu przyjrzał bym się jej dokładniej.
-Łapy precz od Mary!-krzyknął zbulwersowany Watson.
-Och ,gdyby ona sama tego chciała...-po tych słowach obok Jima pojawiła się Mary całując go w polik.John o mało się nie udławił.Wytrzeszczył oczy ,a serce mu zamarło.Sherlock próbował sobie to wszystko ułożyć w głowie.Mycroft-Mary-Moriarty:o co w tym wszystkim chodzi?!
-Najwspanialsze jest to,że mogę cię zaskoczyć jeszcze bardziej.
"Nie.nie.nie.nie..nie ona,nie ona"-krzyczały myśli detektywa.Niestety wzrok się nie mylił.Po drugiej stronie Moriartego stanęła Beth splatając ich dłonie.Uniosła kąciki ust i spokojnym głosem powiedziała:
-Witaj Sherlock.Zdziwiony?
-To niemożliwe.To jest po prostu niemożliwe!!-krzyczał John miotając się na wszystkie strony.Jego przyszła żona i kuzynka po stronie wroga.To jakiś okropny sen! Koszmar! To się nie dzieje
naprawdę.Wbił wzrok w Mary:
-Powiedz,ze cię namówił,że cię zmusił.To nie może być....ty...nie...ja cię kocham..i ty mnie..to niemożliwe!!!!
Kobieta wzruszyła ramionami.
-Przykro mi Johnny.
Jim podszedł do detektywa i pociągnął go za włosy.
-I co Holmes? Zrozumiałeś? Wygrałem.Zniszczyłem ciebie,Watsona i wszystkich.Udało mi się, a ty przegrałeś.Zawsze myślałem,że umrzesz w bardziej przyjemnych warunkach,ale zmieniłem zdanie. A teraz coś dla mojej drogiej Elizabeth,która wykonała kawał dobrej roboty.
Podszedł do dziewczyny i wręczył jej srebrny pistolet.
-Wiesz jak go używać.Pobaw się z nimi ,a ja czekam na ciebie w samolocie-szepnął jej do ucha i po czym ukłonił się nisko i krzyknął:
-Z mojej strony to wszystko.Dziękuję za uwagę. Jako że mam dziś wyjątkowo dobry humor ,oszczędzę wam widoku płonącego Londynu.Mary,chodźmy,pozwólmy naszej księżniczce na troszkę przyjemności. Beth ,pamiętaj Lizbona czeka.-zagwizdał radośnie wychodząc z bunkru.Dziewczyna odblokowała pistolet kierując najpierw w Sherlocka,potem Johna.
-Którego najpierw?-zastanawiała się na głos.
-Beth,jeśli cię zmusił..-zaczął łagodnie Sherlock.
Kobieta wybuchnęła śmiechem.
-Nie rozumiesz! Do niczego mnie nie zmusił,bawiłam się wami.Gdy się poznaliśmy ,miałam wątpliwości czy mi się uda.No wiesz,nie byłeś typem podrywacza,musiałam działać sama.A ty tak łatwo dałeś się nabrać.
Sherlock nie potrafił wydusić z siebie choćby jednego słowa.Przecież ją kochał,jak mógł nie zauważyć.Obserwował ją od bardzo dawna ,nie dostrzegł nic co by wskazywało na współpracę z Moriartym. A może po prostu był ślepy, i uczucia wobec niej wykasowały wszystkie wady.Patrzył jej głęboko w oczy,szukając czegokolwiek,jakiegoś błysku,który powiedziałby,że to nieprawda.Ale dostrzegł tylko determinację i bezwzględność.Kobieta uniosła pistolet i strzeliła dokładnie między mężczyzn w czarną skrzynkę.Po chwili cały hangar zajął się ogniem.Wszystko działo się bardzo szybko.Otoczyli ich policjanci ze Scotland Yardu,Greg klęczał nad Mycroftem,Beth rozkuła Sherlocka i Johna,by doktor zajął się starszym Holmesem.
-Zabierz ich stąd,podrzuć ciała z kostnicy,nie dzwoń,mam w telefonie podsłuch.-powiedziała kobieta brudząc sobie dłonie krwią.
-A co z Wami? Co się tam stało?-wydusił Lestrade ze łzami w oczach.
-Zmienił plan.Jedźcie do szpitala,ja wracam do samolotu.Coś wymyślę,nie martw się.Dam sobie radę.poklepała go po ramieniu. Spojrzała na Sherlocka szepcząc:
-Przepraszam.
I pobiegła w drugą stronę.Detektyw krzyczał za nią,wydzierał się ,ale ona nawet się nie odwróciła.Był przerażony myślą ,że widzi ją po raz ostatni.
O matko. Dużo akcji w tym krótkim rozdziale <3
OdpowiedzUsuńDużo,dużo w kolejnym wszystko się wyjaśni :)
UsuńO jezu drogi...nie spodziewałam się o: Cudo <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńświetnie piszesz :) szkoda, że wcześniejszych rozdziałów nie czytałam ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję,zbieram je właśnie na jedną zakładkę ,zeby było przejrzyście :)
Usuń