-Witaj kochana.
Pojawiła się u niego następnego dnia już bez Mary.Ale to tylko dlatego,że miała z nim lepszy kontakt niż reszta jego jak mówił najlepszej sieci.Usiadła w skórzanym fotelu zastanawiając się czy tutaj także pieprzył swoje klientki czy tylko na czarnej kanapie stojącej w kącie.Poprawiła i tak krótką spódniczkę biorąc kieliszek whiskey.Mężczyzna zajął miejsce na przeciwko niej wbijając swoje lodowate spojrzenie.Jego wzrok spoczął na jej głębokim dekolcie zresztą jak zawsze.Jednak miała wiele szczęścia,ponieważ uważał się za człowieka z zasadami i ani razu w czasie ich długoletniej znajomości nie dotknął.Choć bardzo chciał.Obserwowała go sącząc drinka zastanawiając się jak to możliwe że jej chudziutki,skromny i zamknięty w sobie przyjaciel wyrósł na niebezpiecznego zabójce,który nawet nie mruga wymierzając kulkę bezbronnej ofierze.Nienawidziła go za to,że wprowadził ją do tego świata,jego świata,że zmienił ją w mordercę bez uczuć.Jej myśli wrzeszczały gdy się w nich pojawiał,ale nie mogła nic z tym zrobić.Innego życia nie miała i wiedziała że jest skazana na taki los.Nawet gdyby chciała, nic nie mogła zmienić."Kości zostały rzucone"-powtarzał w jej towarzystwie z powagą na twarzy.Kiedyś był inny,znała go od tej lepszej strony,której już dawno nie pokazywał i zdawała sobie sprawę że już nie pokaże.Czasem tylko gdy byli sami ściągał maskę i ukazywał się jej Jimmy,ten słodki Jimmy który uśmiechał się i droczył,śmiał i żartował.Niestety takie chwile zdarzało się rzadko,bardzo rzadko.Wspominając czuła spokój,lecz dzisiaj jak i każdego dnia odkąd zmusił ją do tej cholernej misji miała ochotę wbić mu nóż w plecy patrząc jak się wykrwawia.Byłaby do tego zdolna gdyby nie mała cząstka na samym dnie jej porąbanego serca,którego nie rozgryzła przez 25 lat beznadziejnego żywota.
-Skarbie,mam nadzieję,że nie jesteś zła za ten "gorący" incydent z twoim mieszkaniem.Wiesz jak go nie lubiłem-machnął ręką zakładając nogę na nogę.
-Teraz już wiem.
-Ale chyba rozumiesz dlaczego byłem zmuszony to zrobić?Ufam ci jak nikomu innemu jednak bardzo się niecierpliwie-zacisnął zęby wyciągając pistolet z szuflady-A ta sprawa ciągnie się za długo.
Patrzyła na broń niewzruszona.To na mnie nie działa.Zaplotła ręce na piersiach,lekko się uśmiechając.
-Kochany,już niedługo premier i królowa będą mi jeść z ręki,błagając o litość.A na tronie zasiądzie nasz nowy król.-podeszła do niego kładąc dłonie na ramionach delikatnie masując.-I wtedy Anglia a potem cały świat ci się pokłoni,tak jak zawsze chciałeś-pocałowała go w policzek obejmując.
-Hmm...cudowna perspektywa.Czyli owinęłaś sobie ich wokół palca-pociągnął ją na swoje kolana-Moja niegrzeczna dziewczynka!
Uśmiechnęła się dumnie kierując w stronę drzwi. Moriarty chwycił ją za ramię szepcząc prosto do ucha.
-W nagrodę idź pobaw się z moimi kolegami,wiesz że uwielbiają twoje ciało-poklepał ją po pupie i zamknął drzwi.Chwilę potem przełknęła głośno ślinę.Była pewna że obędzie się bez tego .Przeklęła pod nosem wchodząc do dusznego pokoju.Przy stole siedziała trójka umięśnionych łysych mężczyzn trzymając w rękach karty i piwo.Na jej widok rzucili wszystko,a najstarszy jednym ruchem objął ją w talii kładąc na stole.
-To jak skarbie, co nam dzisiaj pokażesz-warknął wodząc palcem po jej udzie.Pozostała dwójka zamknęła drzwi zrzucając ubrania.Weź się w garść,robiłaś to wiele razy.Ale nigdy z własnej woli.
-Jeszcze raz wielkie dzięki,Sherlock-powiedział inspektor zbiegając po schodach.Sprawa morderstwa młodego studenta rozwiązana.Okazało się ,że jego przyszła narzeczona widząc kwotę na koncie w banku postanowiła ją sobie przywłaszczyć.Zresztą robiła tak z każdym bogatym chłopcem śliniącym się na jej widok.Z pomocą swojej siostry bliźniaczki którą sprytnie ukrywała zabiły Josha,trując cyjankiem.Żadna kamera tego nie zarejestrowała a kobieta będąc w tym czasie w pokoju hotelowym miała niepodważalne alibi.Gdyby tylko schowała zdjęcie łudząco do siebie podobnej kobiety zanim detektyw wpadł do mieszkania które wynajmowała.Miłość to defekt chemiczny.To zdanie pojawiało się w jego myślach niemalże codziennie odkąd dowiedział się o bliskich relacjach brata z Beth.Nie miał pojęcia dlaczego tak bardzo się tym przejmował,czemu zaciskał dłonie gdy przekraczała próg salonu albo gdy odbierała telefon od niego. Wróć...doskonale wiedział dlaczego.Wtedy mocniej zaciskał pięści.Zapomnij..skasuj to...wyrzuć z głowy.Zrobiłby to już dawno temu,gdyby było takie proste.Niestety pałac pamięci stworzył osobny pokój specjalnie dla niej.Gromadził tam pytania bez odpowiedzi,a jej zbywanie słodkim uśmiechem nie pomagało.Pomyślał o rozmowie z Mycroftem,ale tylko prychnął chwytając skrzypce.Od pewnych wydarzeń z przeszłości nie rozmawiali dłużej niż 5 minut.I nawet wtedy Sherlock zmuszał swoje ciało by siedziało na miejscu,gdyż miało wielką ochotę rzucić się na starszego Holmesa.Smyczek delikatnie musnął struny instrumentu co go uspokoiło.Myśląc o szmaragdowych oczach,tylko w ciągu tygodnia stworzył 20 nowych utworów,tłumacząc swoje zachowanie nagłym pojawieniem się weny twórczej.I wcale nie kłamał.Ona była jego muzą,weną która być może nieświadomie zawładnęła całym ciałem detektywa.Niechcące trącenie ramieniem wywoływało w nim dosłownie bestię.Chował się w swojej skorupie,ostatnimi siłami nie zdradzając.Oparł głowę o skrzypce.Co ty mi zrobiłaś,jak to pokonać,czy jest lekarstwo.Pod wpływem nerwów ostro pociągnął smyczek z wściekłością rzucając instrument na kanapę.
-Wszystko w porządku?-zapytał John ściągając płaszcz.Gdy przyjaciel milczał co nie było niczym dziwnym schował skrzypce do futerału odkładając na miejsce.Usiadł w swoim fotelu,czekając w ciszy na kolejny ruch dawnego współlokatora.Ten dziesięć minut później zajął miejsce na przeciwko wbijając obojętne spojrzenie w rozpalony kominek.
-Rozmawiałem ostatnio z Beth-zagadał John-Boże,ile ona przeszła.Śmierć męża,ciągłe uciekanie przed mafią no i Moriarty na karku-zaśmiał się-Nie wierzę,że to mówię ale jestem wdzięczny twojemu bratu.Gdyby nie on,nie poznałbym kuzynki żywej.
Holmes wydał z siebie nerwowy pomruk.Ta jasne,chcę ją wykorzystać i tyle,jest mu potrzebna do wizerunku wspaniałomyślnego i kochającego człowieka,którym na pewno nie jest.
Watson potarł dłonie pochylając się w stronę przyjaciela.
-Ona jest szczęśliwa,Sherlock.
Co to pytanie ma znaczyć?Detektyw wbił w niego zdziwione spojrzenie.Czyżby John coś zauważył?A nawet jak to co z tego?Po co mu to mówi?I skąd wie że jest szczęśliwa?Jest po prostu dobrą aktorką i potrafi ukryć uczucia? A może rzeczywiście jest szczęśliwa a on kierowany zazdrością tego zauważa.Może rzeczywiście układa jej się z Mycroftem a on jak rozwydrzony bachor chce to zniszczyć.Nigdy(to pojęcie względne) nie był blisko z bratem,więc nie znał jego emocjonalnej strony.Zwłaszcza jeśli chodzi o miłość,ta kwestia w jego rodzinnym domu nie była poruszana.Być może dlatego że rodzice poznali się na imprezie i totalnie nawaleni spłodzili Mycrofta zarzekając się że nie chcę i nie będą mieli kolejnego dziecka.A siedem lat później dziwnym zbiegiem okoliczności pojawili się na kolejnej imprezie.Więc na rodziców nie było co liczyć,a wychowywał go Myc.Nic dziwnego że jestem socjopatą. Zdał sobie sprawę że gdy ta dwójka pojawiała się na Baker Street odwracał się do nich plecami grając nowy utwór.Nie dostrzegł tych wszystkich romantycznym gestów i zachowań.Jesteś idiotą. W odpowiedzi tylko prychnął i szybkim susem znalazł się przy mikroskopie.Nie chciał patrzeć na Johna,bo wie co by zobaczyć.Prawdę,która bolała.
-Nie rozumiem cie,jeśli naprawdę cię trafiło dlaczego nic nie zrobiłeś w tym kierunku.
-Jest twoją kuzynką.
-Nie miałbym nic przeciwko.
-Jestem socjopatą.
-Zapomniałeś o wysoko funkcyjnym.
-Nie mam uczuć.
-Przypominam ci że łączy nas przyjaźń.
-Do jasnej cholery poślubiłem pracę dotarło!!!
W tym samym momencie do pokoju weszli trzymając się za rękę Myc i Beth. Mężczyzna z szerokim uśmiechem od ucha do ucha,a kobieta z lekkimi rumieńcami.Sherlock poprawił marynarkę wracając do eksperymentu.John przewrócił oczami podchodząc i przyjaźnie ściskając dwójkę.
-Jeśli jesteście zajęci.....-zaczęła Beth jednak starszy Holmes objął ją w talii mówiąc:
-Wiesz,że musimy im to kiedyś powiedzieć.
-O co chodzi?-zmarszczył brwi Watson
-Lepiej dla ciebie Mycroft żeby w twoim jadłospisie było mniej cukru żebyś mógł dopiąć garnitur.W obecnym stanie wątpię czy to możliwe-rzucił kąśliwie detektyw.Jednak brat zaśmiał się głośno nic sobie z tego nie robiąc.Natomiast kobiecie nerwowo zadrżały wargi.
-Haloo!! Jestem tutaj ,a moje zdolności dedukcji nie są na takim poziomie jak wasze,więc...-dodał John wymachując rękami.
-Otóż...
-Pobieramy się-palnęła szybko Beth wypuszczając powietrze z płuc.
John stał jak wryty,po czym po paru sekundach objął mocno kuzynkę jednocześnie podając dłoń Mycroftowi. Cieszył się,że wreszcie dziewczyna stanęła na nogi i znalazła odpowiedniego kandydata na męża.Nagle Sherlock gwałtownie wstał i wbiegł na balkon odpalając papierosa.Jednocześnie do salonu wpadła pani Hudson z kieliszkami,Mary, a za nią Greg z butelką szampana.Wznieśli toast wlewając w siebie rozgrzewający trunek. Beth wyszeptała coś do narzeczonego,a gdy ten kiwnął głową chwyciła kieliszek i weszła na balkon.Podała mężczyźnie szampana nie odzywając się słowem. Stali w ciszy obserwując migoczące gwiazdy.Ta cisza była wspaniała.I pomimo że każde z nich tłumiło wewnętrzne rozdarcie,jednak na zewnątrz nic nie było widać.Byli genialnymi aktorami.
-Przyjdziesz na ślub?-mruknęła przełykając ostatni łyk alkoholu
-Nie-krótko odpowiedział chwytając barierkę
-A możesz chociaż udawać ,że się cieszysz-kontynuowała
-Nie.
-A zrobisz to dla mnie?
-Nie.
Po ostatnim słowie odwrócił się w jej stronę.Musnął palcami po jej poliku wywołując dreszcze na całym ciele.Westchnęła lekko poddając się pieszczocie.Delikatnie uniósł podbródek mięknąc na widok błyszczących szmaragdowych oczu.Odgarnął kosmyk jasnych włosów zakładając za ucho.
-Robisz to z własnej woli?
-Tak.
-Kochasz go?
-Tak.
Słysząc jak wypowiada to bez zająknięcia odsunął rękę,jednym haustem opróżniając kieliszek i zamierzał wrócić do mieszkania.Powstrzymały go jej palce na ramieniu.Teraz to ona błądziła po jego poliku mierzwiąc czarne włosy.
-Chcę,żebyś wiedział,że...-splotła ich dłonie-To,że za niego wychodzę nie znaczy,że nic do ciebie nie czuję.
Nie wiedział co ma zrobić z tą informacją.Jego umysł właśnie zamknął wszystkie swoje pokoje na cztery spusty.Pustka była całkiem nowym doświadczeniem,bardzo przyjemnym.Zero dźwięków,wrzasków ,szeptów.Był tylko on i ona.Przybliżył jej twarz do swojej stykając czołem.Delektował się tą chwilą na wszystkie możliwe sposoby.Żadnej innej kobiecie,nikomu nie pozwolił rozłożyć się na części pierwsze. Beth to zrobiła nie pytając go o zgodę.W duchu dziękował jej za to.Westchnął cicho nie panując już nad niczym.Ich usta były tak blisko,wystarczyło się lekko pochylić by poczuć jej niepowtarzalny smak.Wcześniej taką intymną scenę przerwał John.Teraz nic nie mogło im przeszkodzić,prawie nic.Gdy dzieliły ich zaledwie milimetry przypomniał sobie ostrzeżenie Watsona "Ona jest szczęśliwa". Wściekły na przyjaciela który zawsze musiał mieć rację niechętnie odsunął się wykrzykując z udawaną radością:
-Mój brat się żeni.Muszę złożyć mu gratulację!-pstryknął jej w nos wchodząc do środka także niechętnie.
W tej samej chwili w salonie na Baker Street
-Nie przejmujcie się-mruknął John widząc minę Beth-Znacie go,Gdy Beth wyszła na balkon spojrzał pytająco na Holmesa.
-Idzie z nim porozmawiać,ja się do tego nie nadaje-odpowiedział unosząc kąciki ust.Stuknął się kieliszkami z kolegą i wypili zawartość.
-Gratulację!-poklepał Greg starszego Holmesa chyba trochę za długo trzymając dłoń na jego plecach.
-Dziękuję-wyszeptał jakby łapał oddech.
Pani Hudson latając wokół wszystkich z ciasteczkami nie mogła pohamować łez.Radowała się widokiem tych dwoje.Co prawda myślała że Beth zwiąże się z Sherlockiem,ale najwidoczniej się myliła.A dostrzegając pierścionek na palcu Mary o mało nie zeszła na zawał.Zebrani w salonie wybuchli śmiechem gratulując kolejnej parze.
-Mieliśmy wam powiedzieć,ale tak jakoś...Mycroft nas wyprzedził i nie było okazji..-powiedziała Mary całując Johna.Rozległy się brawa i wiwaty.Wspaniały obrazek na widokówkę.Pary zakochanych wtulonych w siebie,szerokie uśmiechy,pocałunki,rumieńce,szampan.Nagle w pomieszczeniu pojawił się detektyw ściskając dłoń brata,a potem Johna.Wydawał się być szczęśliwy,a żeby to potwierdzić chwycił skrzypce i zagrał marsz weselny szczerząc się jak głupek,ale co miał zrobić skoro serce rozpadło się na milion kawałków.A wiedział z biologii że bez serca człowiek umiera.I on właśnie z każdym pociągnięciem cholernego smyczka umierał.A temu wszystkiemu przyglądał się mężczyzna z jasnym garniturze pijąc whiskey.Chytry uśmieszek nie schodził mu z twarzy widząc minę odwiecznego wroga.
-Już niedługo-wyszeptał po czym spojrzał na kobietę wtuloną w starszego Holmesa.-Moja księżniczka-dotknął ekran monitora po czym wstał i ruszył z bronią w ręku do sąsiedniego pokoju w którym trzy męskie głosy przekrzykiwały się.Po chwili każdy z nich leżał na ziemi z kulką dziurawiącą ich czaszkę.Przed chwilą Jim skończył oglądać nagrania ich dzisiejszej"zabawy".W trakcie Beth zaczęła płakać.A on nie pozwoli by płakała.Już nigdy.
To było niesamowite. Nie mam słów. Boskie po prostu <3
OdpowiedzUsuń